Info

avatar Autorem wypocin po wyścigach jest Marcin™ z Wrocławia. Mam przejechane 6120.13 kilometrów w tym 6.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Szosówką jeżdżę od 26 lutego 2014 roku. Tutaj są wpisy dotyczące wyłącznie wyścigów, w których brałem udział. Treningi i inne takie na Strava/Endomondo.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Activities for czach

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy czach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2017

Dystans całkowity:928.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:33:55
Średnia prędkość:27.36 km/h
Maksymalna prędkość:49.30 km/h
Suma podjazdów:3409 m
Suma kalorii:22197 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:464.05 km i 16h 57m
Więcej statystyk
  • DST 713.70km
  • Czas 26:50
  • VAVG 26.60km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 16781kcal
  • Podjazdy 2708m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de PoMorze 2017 - ultramaraton kolarski

Sobota, 29 lipca 2017 · dodano: 01.08.2017 | Komentarze 8

Zrobiłem to! 
Przejechałem ultramaraton, ale zacznę od początku. Zgodnie z teorią ewolucji Wszechświata, ok. 13.8 mld lat temu… Ops, przepraszam, to nie ta bajka.

Nie pamiętam kiedy i gdzie pojawiła się myśl aby przejechać ultramaraton, ale chyba jakoś pod koniec ubiegłego sezonu kolarskiego. Pozostał niedosyt. Myśl kiełkowała i zaczęła przybierać realne kształty gdy pojawiały się coraz nowsze części do mojego nowego roweru. W końcu w marcu karbonowa strzała była gotowa. Ja też. Początki były (jak zwykle) ciężkie. Praca. Zawalone treningi, ale początek nie był najgorszy. Co prawda w maju Klasyk Radkowski trochę ostudził moje zapały (pierwszy raz przejechałem tam trasę mega), ale w czerwcu pohasałem po czeskiej i polskiej stronie Gór Stołowych. Początek lipca to pierwsza dwusetka. Później znów praca (i treningi tylko w weekendy, ale za to fajne wycieczki: do Walimia, do Czech, do Karpacza). 
Od 26 lipca miałem zaplanowany urlop i wyjazd do Świnoujścia. Niestety, znów praca i musiałem przesunąć urlop (The World Games 2017). Wyjechaliśmy 27 lipca o 23:30 i ok. 6:00 byliśmy na miejscu. 2h szukania noclegów, ale się udało. Padłem spać. Ok. 14:00 wyjście do bazy maratonu aby zalogować się i odebrać numerki. Później spacer po Świnoujściu i na odprawę techniczną. Po odprawie okazało się, że przez miasto przechodzi megaulewa. Powrót do miejsca noclegowego i wielkie żarcie: ciasto z kremem i kurczak z rożna. :-) 
Pominę opisy dolegliwości, które mnie trapiły przed startem. Nadmienię tylko, że musiałem być bardzo skupiony, bo jednoczesny katar i rozwolnienie to nie najlepsze z doznań. ;-)
Start miałem o 9:55, więc można było pospać. Na promie (miejsce startu) byliśmy ok. pół godziny przed startem - trzeba było zamontować GPS na rower.
No i wreszcie start. Zaczęliśmy w sześcioosobowej grupie. Po ok. godzinie zobaczyliśmy pierwszą osobę, która startowała przed nami. Na pierwszym punkcie kontrolnym była większa grupka no i Artur, który na nas czekał. Bułka, banan, picie, pieczątka. A tak właściwie to najpierw pieczątka. ;-) 
No i w drogę. A droga była różna. Czasami dziury ostro dawały w kość.
W Trzebiatowie miła niespodzianka - Czesia z aparatem. :-)
Przejazd przez Kołobrzeg trochę kłopotliwy, ruch samochodów i sygnalizacja świetlna. Ale to dobrze - na czerwonym był czas na odpoczynek. :-) 
Na punktach kontrolnych była zawsze megawyżerka. 
W Bobolinie makaron z sosem mięsnym / warzywnym, drożdzówka, banan, woda, kawa lub herbata
W Szczecinku ryż z warzywami i kurczakiem lub spaghetti w sosie bolognese, żurek śląski z białą kiełbasą, kawa lub herbata, woda gaz/nie-gaz. ciastka
W Myśliborzu: pomidorowa z makaronem i karkówka w sosie z ziemniakami i surówką, banan, kawa/herbata, woda
Na pozostałych PK - pyszne bułki. :-)
Wracając do maratonu: czas płynął szybko w miłym towarzystwie i zaczęło się robić ciemno. Ktoś nawet stwierdził, że wyglądamy jak samochód z reklamy Coca-Coli a ja zacząłem śpiewać coraz bliżej święta, coraz bliżej święta.
Do Szczecinka wjechaliśmy nocą. Przepak. No i okazało się, że zapakowałem niewłaściwe spodenki. Dziurawe. Ops. Przebrałem tylko koszulki i założyłem nogawki i rękawki, bo w nocy różnie bywa.
No i dobrze zrobiłem, bo zrobiło się po prostu zimno. Temperatura spadła do 9 °C. Ale w grupie raźniej i nawet chłód niestraszny.
W Mirosławcu załapaliśmy się na ok. 15 minut snu na materacach. Najlepszy lek. :-)
W okolicach godziny 3:00 zaczęło się rozjaśniać i po 4:00 wzeszło Słońce (tak mi się kojarzy).
O godzinie 8:30 byliśmy w Myśliborzu i tutaj nam trochę czasu zeszło. Kolejny przepak, mycie i spanie w łóżku! Aż 30 minut! ;-) W dalszą drogę ruszyliśmy po 10:00, bo Krzysiek gdzieś zniknął. A on po prostu spał i nikt go nie rozpoznał, bo zmienił strój. ;-)
Następne kilometry to droga przez mękę - 36 °C na termometrze robi swoje. Zrobiliśmy małą przerwę na siku i... zostałem z tyłu. Zagapiłem się i musiałem gonić. Na szczęście grupa poczekała. :-) A kilkanaście minut później nastąpił kryzys. Straszny KRYZYS. Ledwo dawałem radę kręcić. Żel energetyczny z BCAA i kofeiną postawił mnie na nogi. 
Na PK9 największą atrakcją była PEPSI! Wypiłem chyba z 1.5 litra. W Szczecinie natomiast Coca-Cola stawiała na nogi. Mokra i zimna. :-) Na PK9 Gośka dała mi elektrolity do rozpuszczenia i to uratowało mi tyłek. Po wyjeździe z PK zaczął mnie strasznie boleć żołądek, ale po wypiciu tego specyfiku wszystko przeszło. 
Ostatni punkt kontrolny w Stepnicy i... zaczęło padać. Burza. Wyjeżdżając na ostatnie 50 km myślami byłem na mecie, ale woda spod kół szybko mnie otrzeźwiła. ;-) Kałuże były niesamowite, do tego duży ruch samochodów. Na drodze nr 3 na poboczu, którym jechaliśmy pełno połamanych gałęzi. 
Tuż przed Wolinem pierwsza awaria: Artur złapał gumę. Następna awaria: 600 metrów przed metą. :-D 
A na zakończenie - zamknięty przejazd kolejowy.
Łączy czas trasy to 36h42m56s.

Najgorsze co pamiętam: starty po odpoczynku na PK. 

Kilka słów o sprzęcie:
karbonowy Look 695 na Ultegrze 11 rz - składany przez trenera: Konrada (megapodziękowania!)
Garmin Edge 520
Garmin VirbX
powerbank z Ali (z BT, latarką, zestawem głośnomówiącym)
powerbank hama (5200 mAh)
oświetlenie: Lampa rowerowa przednia STREET.01 z czujnikiem światła oraz INFINI LAVA SET USB - ZESTAW OŚWIETLENIOWY.
Na ramie torba z żelami, powerbankami, kabelkami, batonami, papierem toaletowym, pod siodłem dętka, zipy, łyżka do opon, taśma izolacyjna.
Tyłek uratował mi Sudocrem. :-D

Wielkie podziękowania dla mojej grupy:

  • Gośka Kubicka
  • Aga Mielcarek
  • Edziu Kuczmarz
  • Artur Piedo
  • Jacek Ilmer
  • Krzysiek Hamułka
oraz
  • Rafał Trawa
  • Karol Borkowski

A także dla wszystkich uczestników, organizatorów i kibiców. :-)
Uwagi i spostrzeżenia będę dopisywać… ;-)

edit1: Były pytania, więc odpowiadam: siodełko fi'zi:k arione magnesium. ;-)
edit2: Każdy postój po godzinie 19:00 w niedzielę to porażka i klęska. Przegrywaliśmy z komarami. ;-)
edit3: Na trasie wypiłem chyba z 15 kaw, zażyłem 5 lub 6 żeli, zjadłem kilka batoników energetycznych/proteinowych.

Kategoria ultramaraton


  • DST 214.40km
  • Czas 07:05
  • VAVG 30.27km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 5416kcal
  • Podjazdy 701m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nietążkowo

Sobota, 8 lipca 2017 · dodano: 09.07.2017 | Komentarze 0

To już trzeci maraton w Nietążkowie. I pierwszy bez przeziębienia/gorączki i innych tego typu atrakcji. W grupie Artur, więc musi być dobrze. Pierwsze okrążenie głównie jazda po zmianach: 1km. Chęnych do pomocy wielu nie było, ale ponieważ jechało się wyśmienicie to jakoś to nie przeszkadzało. Trasa w okolicy miejscowości Dłużyna gorsza niż w ubiegłym roku, trochę dziur, trochę rozkopana. 
Ponieważ jechało się wyśmienicie to minęliśmy pierwszy PŻ. Na ramie miałem torbę a w niej żele, galaretki, batoniki, więc nie było potrzeby się zatrzymywać. Do mocnej i efektywnej pracy zachęcała mnie wbijająca się w plecy agrafka (ta od numeru startowego - mam nadzieję, że nie zostanie to uznane za niedozwoloną pomoc techniczną ;-) ). Zatrzymaliśmy się, a właściwie zawróciliśmy w miejscowości Wilkowo Polskie. Dziewczyna męczyła się z wymianą dętki, więc pomogliśmy. Trochę to opornie szło, ale po 10 minutach ruszyliśmy w dalszą drogę. Razem. Podjazd przed Nową Wsią był jakby łatwiejszy i bardziej przyjazny niż rok temu. Nawet za trzecim razem. :-) Szybki przejazd przez Śmigiel do Nietążkowa i znów odpuściliśmy PŻ. Na drugim okrążeniu jechaliśmy przez pewien czas z „megowcami” i było trochę więcej zmian i szybko skończyliśmy drugą pętlę. Zaliczyliśmy PŻ na starcie/mecie, uzupełniliśmy bidony, banan zjedzony i ostatnia pętla - „teraz jedziemy na przetrwanie”. ;-) I dojechaliśmy do PŹ w Morownicy. Znów uzupełnić bidony i wciągnąć banana. W trakcie krótkiego postoju zaczął padać deszcz. A później zaczęło lać. Świetny orzeźwiający deszczyk. Za Śmiglem się wypogodziło, wyszło Słońce i zrobiła się Jamajka. Parno i duszno. Później jeszcze tylko podjazd i szybko do mety. A tam uściski dłoni, wywiady, wizyty w… 
Najważniejsze, to drugie miejsce w kategorii służb mundurowych na dystansie giga. :-)




Kategoria maraton