Info

avatar Autorem wypocin po wyścigach jest Marcin™ z Wrocławia. Mam przejechane 6120.13 kilometrów w tym 6.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Szosówką jeżdżę od 26 lutego 2014 roku. Tutaj są wpisy dotyczące wyłącznie wyścigów, w których brałem udział. Treningi i inne takie na Strava/Endomondo.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Activities for czach

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy czach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

ultramaraton

Dystans całkowity:1224.77 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:47:53
Średnia prędkość:25.58 km/h
Maksymalna prędkość:49.30 km/h
Suma podjazdów:4519 m
Maks. tętno maksymalne:159 (87 %)
Maks. tętno średnie:126 (69 %)
Suma kalorii:26746 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:408.26 km i 15h 57m
Więcej statystyk
  • DST 250.60km
  • Czas 10:25
  • VAVG 24.06km/h
  • VMAX 41.80km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 145 ( 80%)
  • HRavg 123 ( 67%)
  • Kalorie 5705kcal
  • Podjazdy 1020m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Silesia Covid-19 Edition

Czwartek, 11 czerwca 2020 · dodano: 12.06.2020 | Komentarze 2

Specjalna edycja Tour de Silesia ze szczególnych powodów. Z każdego pakietu startowego 10 zł zostanie przekazane dla Oskara Mocz z Godowa, u którego zdiagnozowana została ostra białaczka limfoblastyczna. https://fundacjaiskierka.pl/podopieczni/oskar-mocz-z-godowa/

Styczeń, luty a także część marca spowodowały, że kolarsko czułem się świetnie. Długie jazdy na MTB i delikatne poprawki na szosie sprawiały, że forma rosła i rósł głód wyścigów, wyzwań. A w marcu wszystko szlag trafił. Kwiecień to głównie kręcenie na Zwifcie i Rouvy, ale to nie to samo (może kiedyś się zmuszę do opisania wirtualnych wyścigów).
Na szczęście w maju udało się trochę pokręcić i gdy tylko pojawił się pomysł na Tour de Silesia Covid-19 Edition nie namyślałem się długo i od razu się zapisałem.
Przygotowania były głównie na komputerze, to znaczy wyznaczenie sobie trasy 250 km, tak aby się nie zajechać. I muszę od razu przyznać, że myśląc podobnie jak inż. Mamoń z Rejsu, wybrałem trasy, którymi już wcześniej jechałem.
Data też ustalona wcześniej - czwartek 11 czerwca. 
No i ruszyłem. Pogoda nie zachęcała, prognozy także, ale skoro powiedziało się A (czyt. "start") to trzeba było też powiedzieć na końcu "B" (czytaj. "ukończyłem").
Z rana chmury, mgła, ale ciepło.


Po ok. 35 km (gmina Mietków) zaczęło padać. Albo raczej wjechałem w obszar „padającej mgły”. 


Na szczęście z każdym kilometrem pogoda poprawiała się.
Odcinek od Środy Śląskiej do Zaboru Wielkiego lepiej pominąć, bo droga fatalna. 
Następnie świetny odcinek będący częścią Aglomeracyjnej Obwodnicy Wrocławia (chyba tak się to nazywa), czyli obwodnica Brzegu Dolnego z ciągiem pieszo-rowerowym.
(zdjęcie sprzed tygodnia, bo jakoś nie przyszło mi do głowy zrobić zdjęcie na trasie)


Pierwszy dłuższy przystanek na 102. km w Wołowie. Hot dog na Orlenie+oshee magnez i uzupełnienie izotoników.
Następnie DW340 i zjazd na Strupinę.
W Godzięcinie  Wieża Obserwacyjna-przeciwpożarowa (po lewej stronie widać ;-))


Trochę lasów.


Na trasie nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć bruków. Oto Prusice:


A za Prusicami zza chmur, najpierw nieśmiało, zaczęło wychodzić Słońce.


Okolice Prusic, Trzebnicy, Milicza, Żmigrodu to Dolnośląska Kraina Rowerowa


Po przejechaniu 150 km (okolice miejscowości Jaminik) kolejny postój - tym razem dla rozprostowania nóg, poluzowania dla prawej stopy i kolan. Batonik i w dalszą drogę.
W takich mniej więcej okolicznościach przyrody:

Kolejny fragment brukowanej drogi czekał na mnie w Sułowie. ;-) 


Kolejny postój w Wierzchowicach na stacji Mova - znów hot dog, cola, Oshee magnez i uzupełnienie izotoników.


Pomiędzy Czeszowem a Zawonią był kryzys. Kryzys postaci - jadę prostą, lekko dziurawą drogą a cały czas lekko pod górę. W Zawoni krótki postój, aby stopa odpoczęła i… ostatnie 35 kilometrów. Już z uśmiechem na twarzy, bo wiedziałem, że się uda. 


Pierwsza tak długa trasa od dwóch lat. Jest w_porzo. :-)






Kilka danych z Garmin Connect:



Kategoria ultramaraton


  • DST 260.47km
  • Czas 10:38
  • VAVG 24.50km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 159 ( 87%)
  • HRavg 126 ( 69%)
  • Kalorie 4260kcal
  • Podjazdy 791m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedany start Piękny Zachód 1000

Piątek, 8 czerwca 2018 · dodano: 10.06.2018 | Komentarze 2

Miało być pięknie i cudowanie a wyszło nie dość dobrze.
Przejechać 1000 km non-stop (no prawie non-stop) to nie w kij dmuchał. Jest sporo dymania. 
Do Niesulic przyjechałem w czwartek, rozbiłem namiot i zacząłem się na poważnie stresować.
A stres był ogromny. Wizja trzech dni jazdy przerażała (i nadal przeraża).

Rower obładowany jak wielbłąd - torba na kierownicy (kurtka przeciwdeszczowa, rękawki, nogawki, żele, batoniki, kabelki do ładowania), torba na ramie (batoniki, powerbanki, żele, galaretki), torba pod ramą (2xdętka, pompka, zapasowa latarka), torba podsiodłowa (dętka, multitool, żel, taśma izolacyjna). Na kierownicy dwie lampki, licznik, kamera.

Tak obładowany stanąłem w piątek rano na starcie ultramaratonu Piękny Zachód 1000. Ruszyłem z Edkiem i Rafałem.

W miarę spokojna jazda do Świebodzina, potem trochę szarpania do Międzyrzecza - tutaj dołączyliśmy do osób, które zabłądziły. Na skrzyżowaniu drogi 137 i 92 w okolicy Trzciela nie zdążyłem skręcić razem z grupą i musiałem gonić a gdy dogoniłem grupę to mnie odcięło. Prędkość gwałtownie spadła i ciężko mi było jechać. Temperatura też robiła swoje. Batonik, magnez, potas i dużo picia. Musiałem się zatrzymać i barze kupiłem litr pepsi. Szybko wypiłem i ruszyliśmy dalej. Do pierwszego punktu kontrolnego w Pniewach dojechaliśmy po niecałych czterech godzinach. Kanapka, cola, kawa i w drogę. Znów trochę szarpanej jazdy, problem ze stopą (znów!) i na ok. 140 km wiedziałem już, że nie dam rady. Powiedziałem chłopakom, że nie ma sensu, abym ich spowalniał, że będę rezygnować i jadę ile dam radę. Dojechałem do Grodziska Wielkopolskiego (punkt kontrolny, drożdżówka, izotonik, telefony z pracy ;-))

Po dziesięciu godzinach od startu (i ok. 8.5 jazdy) miałem przejechane zaledwie 208 kilometrów. Klęska. ;-)
Zdecydowałem, że dojadę po PK w Gostyniu, oddam GPS, poinformuję, że rezygnuję i do domu.
Z Gostynia pojechałem do Leszna i stamtąd pociągiem do domu.

Nie był to start udany, ale bogaty w doświadczenia. Problem ze stopą może wynikać ze źle ustawionego bloku i skarpetek. ;-)
Za dużo stylówy, za mało rozumku - ucisk na łydkę i skończyłem po przejechaniu 1/4 zaplanowanego dystansu.

(…) każda klęska jest nawozem sukcesu. - Poranek Kojota
temperatura max: 38 °C
wypiłem ok. 6 litrów izotoników, 2 litry coli, 1 litr wody i jedną kawę.

Kategoria ultramaraton


  • DST 713.70km
  • Czas 26:50
  • VAVG 26.60km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 16781kcal
  • Podjazdy 2708m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de PoMorze 2017 - ultramaraton kolarski

Sobota, 29 lipca 2017 · dodano: 01.08.2017 | Komentarze 8

Zrobiłem to! 
Przejechałem ultramaraton, ale zacznę od początku. Zgodnie z teorią ewolucji Wszechświata, ok. 13.8 mld lat temu… Ops, przepraszam, to nie ta bajka.

Nie pamiętam kiedy i gdzie pojawiła się myśl aby przejechać ultramaraton, ale chyba jakoś pod koniec ubiegłego sezonu kolarskiego. Pozostał niedosyt. Myśl kiełkowała i zaczęła przybierać realne kształty gdy pojawiały się coraz nowsze części do mojego nowego roweru. W końcu w marcu karbonowa strzała była gotowa. Ja też. Początki były (jak zwykle) ciężkie. Praca. Zawalone treningi, ale początek nie był najgorszy. Co prawda w maju Klasyk Radkowski trochę ostudził moje zapały (pierwszy raz przejechałem tam trasę mega), ale w czerwcu pohasałem po czeskiej i polskiej stronie Gór Stołowych. Początek lipca to pierwsza dwusetka. Później znów praca (i treningi tylko w weekendy, ale za to fajne wycieczki: do Walimia, do Czech, do Karpacza). 
Od 26 lipca miałem zaplanowany urlop i wyjazd do Świnoujścia. Niestety, znów praca i musiałem przesunąć urlop (The World Games 2017). Wyjechaliśmy 27 lipca o 23:30 i ok. 6:00 byliśmy na miejscu. 2h szukania noclegów, ale się udało. Padłem spać. Ok. 14:00 wyjście do bazy maratonu aby zalogować się i odebrać numerki. Później spacer po Świnoujściu i na odprawę techniczną. Po odprawie okazało się, że przez miasto przechodzi megaulewa. Powrót do miejsca noclegowego i wielkie żarcie: ciasto z kremem i kurczak z rożna. :-) 
Pominę opisy dolegliwości, które mnie trapiły przed startem. Nadmienię tylko, że musiałem być bardzo skupiony, bo jednoczesny katar i rozwolnienie to nie najlepsze z doznań. ;-)
Start miałem o 9:55, więc można było pospać. Na promie (miejsce startu) byliśmy ok. pół godziny przed startem - trzeba było zamontować GPS na rower.
No i wreszcie start. Zaczęliśmy w sześcioosobowej grupie. Po ok. godzinie zobaczyliśmy pierwszą osobę, która startowała przed nami. Na pierwszym punkcie kontrolnym była większa grupka no i Artur, który na nas czekał. Bułka, banan, picie, pieczątka. A tak właściwie to najpierw pieczątka. ;-) 
No i w drogę. A droga była różna. Czasami dziury ostro dawały w kość.
W Trzebiatowie miła niespodzianka - Czesia z aparatem. :-)
Przejazd przez Kołobrzeg trochę kłopotliwy, ruch samochodów i sygnalizacja świetlna. Ale to dobrze - na czerwonym był czas na odpoczynek. :-) 
Na punktach kontrolnych była zawsze megawyżerka. 
W Bobolinie makaron z sosem mięsnym / warzywnym, drożdzówka, banan, woda, kawa lub herbata
W Szczecinku ryż z warzywami i kurczakiem lub spaghetti w sosie bolognese, żurek śląski z białą kiełbasą, kawa lub herbata, woda gaz/nie-gaz. ciastka
W Myśliborzu: pomidorowa z makaronem i karkówka w sosie z ziemniakami i surówką, banan, kawa/herbata, woda
Na pozostałych PK - pyszne bułki. :-)
Wracając do maratonu: czas płynął szybko w miłym towarzystwie i zaczęło się robić ciemno. Ktoś nawet stwierdził, że wyglądamy jak samochód z reklamy Coca-Coli a ja zacząłem śpiewać coraz bliżej święta, coraz bliżej święta.
Do Szczecinka wjechaliśmy nocą. Przepak. No i okazało się, że zapakowałem niewłaściwe spodenki. Dziurawe. Ops. Przebrałem tylko koszulki i założyłem nogawki i rękawki, bo w nocy różnie bywa.
No i dobrze zrobiłem, bo zrobiło się po prostu zimno. Temperatura spadła do 9 °C. Ale w grupie raźniej i nawet chłód niestraszny.
W Mirosławcu załapaliśmy się na ok. 15 minut snu na materacach. Najlepszy lek. :-)
W okolicach godziny 3:00 zaczęło się rozjaśniać i po 4:00 wzeszło Słońce (tak mi się kojarzy).
O godzinie 8:30 byliśmy w Myśliborzu i tutaj nam trochę czasu zeszło. Kolejny przepak, mycie i spanie w łóżku! Aż 30 minut! ;-) W dalszą drogę ruszyliśmy po 10:00, bo Krzysiek gdzieś zniknął. A on po prostu spał i nikt go nie rozpoznał, bo zmienił strój. ;-)
Następne kilometry to droga przez mękę - 36 °C na termometrze robi swoje. Zrobiliśmy małą przerwę na siku i... zostałem z tyłu. Zagapiłem się i musiałem gonić. Na szczęście grupa poczekała. :-) A kilkanaście minut później nastąpił kryzys. Straszny KRYZYS. Ledwo dawałem radę kręcić. Żel energetyczny z BCAA i kofeiną postawił mnie na nogi. 
Na PK9 największą atrakcją była PEPSI! Wypiłem chyba z 1.5 litra. W Szczecinie natomiast Coca-Cola stawiała na nogi. Mokra i zimna. :-) Na PK9 Gośka dała mi elektrolity do rozpuszczenia i to uratowało mi tyłek. Po wyjeździe z PK zaczął mnie strasznie boleć żołądek, ale po wypiciu tego specyfiku wszystko przeszło. 
Ostatni punkt kontrolny w Stepnicy i... zaczęło padać. Burza. Wyjeżdżając na ostatnie 50 km myślami byłem na mecie, ale woda spod kół szybko mnie otrzeźwiła. ;-) Kałuże były niesamowite, do tego duży ruch samochodów. Na drodze nr 3 na poboczu, którym jechaliśmy pełno połamanych gałęzi. 
Tuż przed Wolinem pierwsza awaria: Artur złapał gumę. Następna awaria: 600 metrów przed metą. :-D 
A na zakończenie - zamknięty przejazd kolejowy.
Łączy czas trasy to 36h42m56s.

Najgorsze co pamiętam: starty po odpoczynku na PK. 

Kilka słów o sprzęcie:
karbonowy Look 695 na Ultegrze 11 rz - składany przez trenera: Konrada (megapodziękowania!)
Garmin Edge 520
Garmin VirbX
powerbank z Ali (z BT, latarką, zestawem głośnomówiącym)
powerbank hama (5200 mAh)
oświetlenie: Lampa rowerowa przednia STREET.01 z czujnikiem światła oraz INFINI LAVA SET USB - ZESTAW OŚWIETLENIOWY.
Na ramie torba z żelami, powerbankami, kabelkami, batonami, papierem toaletowym, pod siodłem dętka, zipy, łyżka do opon, taśma izolacyjna.
Tyłek uratował mi Sudocrem. :-D

Wielkie podziękowania dla mojej grupy:

  • Gośka Kubicka
  • Aga Mielcarek
  • Edziu Kuczmarz
  • Artur Piedo
  • Jacek Ilmer
  • Krzysiek Hamułka
oraz
  • Rafał Trawa
  • Karol Borkowski

A także dla wszystkich uczestników, organizatorów i kibiców. :-)
Uwagi i spostrzeżenia będę dopisywać… ;-)

edit1: Były pytania, więc odpowiadam: siodełko fi'zi:k arione magnesium. ;-)
edit2: Każdy postój po godzinie 19:00 w niedzielę to porażka i klęska. Przegrywaliśmy z komarami. ;-)
edit3: Na trasie wypiłem chyba z 15 kaw, zażyłem 5 lub 6 żeli, zjadłem kilka batoników energetycznych/proteinowych.

Kategoria ultramaraton