Info

avatar Autorem wypocin po wyścigach jest Marcin™ z Wrocławia. Mam przejechane 6120.13 kilometrów w tym 6.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Szosówką jeżdżę od 26 lutego 2014 roku. Tutaj są wpisy dotyczące wyłącznie wyścigów, w których brałem udział. Treningi i inne takie na Strava/Endomondo.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Activities for czach

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy czach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

maraton

Dystans całkowity:3508.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:142:08
Średnia prędkość:24.68 km/h
Maksymalna prędkość:95.40 km/h
Suma podjazdów:32508 m
Maks. tętno maksymalne:183 (101 %)
Maks. tętno średnie:165 (91 %)
Suma kalorii:83648 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:152.54 km i 6h 10m
Więcej statystyk
  • DST 129.00km
  • Czas 07:08
  • VAVG 18.08km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 154 ( 85%)
  • HRavg 126 ( 69%)
  • Kalorie 3478kcal
  • Podjazdy 2296m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

IX Klasyk Radkowski

Sobota, 26 maja 2018 · dodano: 27.05.2018 | Komentarze 1

W tym roku sezon startowy znów zacząłem w Radkowie.
Już w środę przyjechałem do Radkowa i zaliczyłem dwie lużne jazdy i jeden spacer trasą maratonu.
W piątek już nie mogłem patrzeć na makaron, więc jadłem z zamkniętymi oczami. ;-) 
W sobotę rano wstałem ok. 6:00 i znów makaron, izotonik, banan. W kieszeń banany, żele (dzięki Gosiu!), batoniki i na start.
Każdy kto startował w Radkowie (albo zna rejony) wie, że nie jest to łatwy maraton. Oj, zdecydowanie nie. Ale! Ponieważ nie mam ambicji bicia rekordów tradycyjnie nastawiłem się na przejażdżkę. Tym bardziej, że pogoda piękna i okoliczności przyrody także.
Z Radkowa do krzyżówki przed Wambierzycami równe tempo, ponad 30 km/h. Spokojny przejazd przez Wambierzyce i powoli do góry. I wszystko było w porządku do podjazdu na Batorów. Po kilkuset metrach mnie odcięło. Lekko zakręciło mi się w głowie i… to był koniec wyścigu a zaczęła się walka o przetrwanie. ;-) 
Od czwartku podjazd musiał się wydłużyć! ;-) Jakieś zaburzenia czasu i przestrzeni chyba. 
No nic, kręcę dalej. 
Koniec podjazdu to… ostrzeżenie.
Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate. (Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją.). Przepraszam, to Boska Komedia Dantego.

W Radkowie jest podobnie, ale brzmi inaczej: "Uwaga! DZIURY!". W przyszłym roku, proporcjonalnie do wielkości dziur, zwiększę czcionkę w słowie dziury.

Na zjeździe spróbowałem żelu i jakoś poczułem się lepiej. Nawet nieźle mi się podjeżdżało pod Złotno, Kulin, ale to był jedyny przebłysk mocy tego dnia. Za Złotnem (za skrzyżowaniem) na poboczu zauważyłem, że ktoś ma problem. Pomóc? Masz pompkę? Zawróciłem i pożyczyłem pompkę i pojechałem dalej krzycząc aby zostawił na punkcie kontrolnym (albo w biurze).

Na którejś z licznych i zaskakujących swą formą i powabem dziur musiałem szarpnąć, czy coś, bo tak jakby coś chrupnęło w stopie (coś jak odgłos chrupania batonika, ale nie paszczowo, tylko w nodze).
Dojechałem do punktu kontrolnego i bufetu. Chwila odpoczynku i zastanawianie się, czy nie zjechać po pierwszej pętli, bo na podjazdach noga po prostu bolała.
Odcinek Drogi Stu Zakrętów kojarzył mi się w tym roku z wiązanką słupów telegraficznych (kto czytał Grzesiuka, ten wie o co chodzi).
Na zjeździe noga przestała boleć i stwierdziłem, że jadę drugą pętlę - najwyżej wrócę. Już w Radkowie, jakaś kierownica próbowała mnie przestraszyć wyprzedzając na czołówkę, więc ostre hamowanie i wiązanka
Podjazd pod Batorów i następne to już mała walka. ;-) Albo noga, albo ja. ;-) Wygrałem. Jechałem dalej. W bufecie uzupełniono mi bidon, banan, bułka i w drogę. Ponieważ na liczniku były okolice 6. godziny jazdy stwierdziłem, że kończę na drugim okrążeniu. 
Do Karłowa znów zaciskanie zębów i powolne i mozolne wtaczanie się. Ok. 2 kilometry przed szczytem stwierdziłem, że czy jadę wolno, czy zacznę mocniej cisnąć w pedały to i tak będzie boleć, ale krócej. No i pojechałem trochę szybciej a potem to już zamknąć oczy ;-) i jazda w dół. Na mecie nie było wywiadów, ani autografów ani wizyt w zakładach pracy. Był medal. Jak zwykle śliczny.



Szybko pojechałem do miejsca czasowego pobytu wykąpać się, nasmarować nogę, usiąść z książką na tarasie i odpocząć.
A po godzinie znów na start/metę oglądnąć dekorację (trochę się spóźniłem) i odebrać pompkę.
Spytałem się w biurze, czy ktoś nie przekazał pompki rowerowej. Czarnej, małej. Tak - oddał. Ogłosiliśmy to w trakcie dekoracji i ktoś odebrał. Aha.

Nowy właścicielu mojej fajnej pompki. Życzę Ci dużo szczęścia i radości przy jej jak najczęstszym używaniu na trasach. 





A na deser dwa zdjęcia, których autorem jest Tomasz Powolny. Świetne!


Kategoria maraton


  • DST 214.40km
  • Czas 07:05
  • VAVG 30.27km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 5416kcal
  • Podjazdy 701m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nietążkowo

Sobota, 8 lipca 2017 · dodano: 09.07.2017 | Komentarze 0

To już trzeci maraton w Nietążkowie. I pierwszy bez przeziębienia/gorączki i innych tego typu atrakcji. W grupie Artur, więc musi być dobrze. Pierwsze okrążenie głównie jazda po zmianach: 1km. Chęnych do pomocy wielu nie było, ale ponieważ jechało się wyśmienicie to jakoś to nie przeszkadzało. Trasa w okolicy miejscowości Dłużyna gorsza niż w ubiegłym roku, trochę dziur, trochę rozkopana. 
Ponieważ jechało się wyśmienicie to minęliśmy pierwszy PŻ. Na ramie miałem torbę a w niej żele, galaretki, batoniki, więc nie było potrzeby się zatrzymywać. Do mocnej i efektywnej pracy zachęcała mnie wbijająca się w plecy agrafka (ta od numeru startowego - mam nadzieję, że nie zostanie to uznane za niedozwoloną pomoc techniczną ;-) ). Zatrzymaliśmy się, a właściwie zawróciliśmy w miejscowości Wilkowo Polskie. Dziewczyna męczyła się z wymianą dętki, więc pomogliśmy. Trochę to opornie szło, ale po 10 minutach ruszyliśmy w dalszą drogę. Razem. Podjazd przed Nową Wsią był jakby łatwiejszy i bardziej przyjazny niż rok temu. Nawet za trzecim razem. :-) Szybki przejazd przez Śmigiel do Nietążkowa i znów odpuściliśmy PŻ. Na drugim okrążeniu jechaliśmy przez pewien czas z „megowcami” i było trochę więcej zmian i szybko skończyliśmy drugą pętlę. Zaliczyliśmy PŻ na starcie/mecie, uzupełniliśmy bidony, banan zjedzony i ostatnia pętla - „teraz jedziemy na przetrwanie”. ;-) I dojechaliśmy do PŹ w Morownicy. Znów uzupełnić bidony i wciągnąć banana. W trakcie krótkiego postoju zaczął padać deszcz. A później zaczęło lać. Świetny orzeźwiający deszczyk. Za Śmiglem się wypogodziło, wyszło Słońce i zrobiła się Jamajka. Parno i duszno. Później jeszcze tylko podjazd i szybko do mety. A tam uściski dłoni, wywiady, wizyty w… 
Najważniejsze, to drugie miejsce w kategorii służb mundurowych na dystansie giga. :-)




Kategoria maraton


  • DST 130.70km
  • Czas 06:31
  • VAVG 20.06km/h
  • VMAX 95.40km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 183 (101%)
  • HRavg 130 ( 71%)
  • Kalorie 4490kcal
  • Podjazdy 2362m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

VIII Klasyk Radkowski

Poniedziałek, 22 maja 2017 · dodano: 22.05.2017 | Komentarze 0

Ciężko zacząć wpis o Klasyku Radkowskim. Co roku powtarzam sobie, że jechałem ostatni raz, nigdy więcej tych dziur… i co roku wracam. To jest jednak silniejsze. Tutaj wszystko ma swój niepowtarzalny urok. I te dziury, brak asfaltu na pewnym odcinku (w tamtym roku jeszcze był), świetne podjazdy i mega zjazdy. Lekarze mieliby o czym deliberować a diagnoza byłaby: zaawansowana cykloza.
Tak czy inaczej do Radkowa przyjechałem w środę. Z Wrocławia do Kłodzka pociągiem (szynobusem z opóźnieniem) a z Kłodzka rowerem. Z plecakiem. 
Muszę stwierdzić, że Radków to świetna baza treningowa a pobliskie, czeskie izotoniki są wręcz rewelacyjne.
Środa, czwartek i piątek to prawie tropikalne upały. Szybko uzupełniłem swoją kolarską opaleniznę.

W sobotę… pogoda się gwałtownie zmieniła. Rano było w miarę ciepło, więc zdecydowałem, że jadę „na krótko”. Na łapki i nogi balsam rozgrzewający - powinno wystarczyć. Myliłem się.
Start spokojnie, bez spiny - wg. zaleceń Trenera Konrada - 205 watów. Średnia.  
I tak sobie jechałem uskuteczniając po drodze (w miarę możliwości) plotki. 
Na zjeździe po dziurach (do Szczytnej) zaczęły mnie boleć nerki. Tak to odczuwałem. Było to na tyle niekomfortowe, że stwierdziłem, że nie jadę giga tylko po pierwszej pętli zakończę swój udział w maratonie. Z takim postanowieniem dojechałem do punktu żywieniowego, na którym spotkałem Gosię. No i nici z postanowień - jedziemy dalej. Podjazd do Karłowa to po prostu solidna dawka endorfin. ;-) Tak to sobie tłumaczę. Zjazd to walka z zimnem. Temperatura spadła do ok. 9-10°C i jechało mi się naprawdę niekomfortowo. Po zakończeniu pierwszej pętli zatrzymałem się i czekałem na Gosię i razem z Markiem, który ukończył mini, dojechaliśmy do Ratna. Tam Marek dał mi swoją bluzę abym nie marzł. 
Drugie kółko to już odliczanie… ile zostało. Ból nerek - a właściwie kręgosłupa - z każdą dziurą w asfalcie był coraz bardziej uciążliwy. Decyzja była jednoznaczna. Kończę maraton po drugiej pętli. 
Ostatnie 20+ km to kilka dodatkowych atrakcji: na zjeździe w Kudowie, na drodze jednokierunkowej, jakiś kierujący pojazdem (którego wielkość miała chyba na celu rekompensatę innych niedociągnięć natury) jechał „pod prąd” w głębokim poważaniu mając innych użytkowników drogi. Na zjeździe z Karłowa drogę zakorkowały dwa busy. Nie dało się jechać szybko. Na szczęście udało mi się je pod koniec wyprzedzić. Muszę też przyznać, że pod koniec zostałem zdublowany przez mega Kozaka - Łukasza. Chłopie! Czego się nie chwycisz, to wymiatasz! Przekozak!

A na koniec meta, medale, wywiady, wizyty w zakładach pracy… ;-)
Wielkie podziękowania dla Gosi - za towarzystwo, dla Marka - za bluzę i dla wszystkich którzy mnie wyprzedzili (z małymi wyjątkami, ale im zadedykowałem specjalną wiązankę słupów telegraficznych (c) by Grzesiuk), których wyprzedziłem, którzy kibicowali, zabezpieczali trasę, podliczali nam czas i żywili i poili na PŻ. A przede wszystkim dla Organizatorów i Uczestników. I dla trenerów. Konradzie - chylę głowę. Za Twoją cierpliwość.


Za rok tutaj wrócę. Ale już nie koleją.
https://www.facebook.com/czacheur/posts/1021137975...



Tak właściwie, to wpis powinien zacząć się tak:
Dzień dobry. Marcin Trzaska i rower trzaska. :-D

Kategoria maraton


  • DST 166.00km
  • Czas 07:44
  • VAVG 21.47km/h
  • VMAX 63.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 163 ( 90%)
  • HRavg 130 ( 71%)
  • Kalorie 3633kcal
  • Podjazdy 2420m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Liczyrzepa

Sobota, 3 września 2016 · dodano: 11.09.2016 | Komentarze 0

Mój drugi maraton w Karpaczu. 
Znów dystans giga, ale tym razem start o 7:05 - jeszcze trochę zaspany na starcie byłem. Ale nic to - kręcić trzeba. 160km+ samo się nie przejedzie. Przez Karpacz jak zwykle ostro. Przez pierwsze kilka kilometrów goniłem, ale później już w przemiłym towarzystwie Gosi. :-) Pierwsze podjazdy jechaliśmy spokojnie, bez nerwów. Trochę mina mi zrzedła na podjeździe na Rozdroże Kowarskie (segment Droga Głodu na Strava.com ;-)), gdy licznik pokazywał 15% nachylenia, ale trzeba podjechać. Zwłaszcza w tak miłym towarzystwie. Trochę zmęczeni szybko odpoczęliśmy na zjeździe w stronę Kamiennej Góry a po chwili punkt żywieniowy. Woda, banan i w drogę. Znów wjazd na Rozdroże Kowarskie tym razem od strony Lubawki - kilka kilometrów pod górę, ale szybko minęło na rozmowie. Później zjazd do Kowar - ech te widoki na Karkonosze! - i znów Droga Głodu. Tym razem w liczniejszym gronie, bo zmieszaliśmy się z zawodnikami z Mini/Mega. Część prowadziła rowery a po moim stwierdzeniu, że za drugim razem jest łatwiej patrzyli trochę dziwnie. Znów do góry, w dół, PŻ i do góry. Zjazd do Kowar i podziwianie widoków przy 50 km/h i Droga Głodu po raz ostatni (tego dnia ;-)). Nawet nie wiedziałem, że najtrudniejszy (ha!) odcinek przed nami. Nie sądziłem, że w tak krótkim czasie można dobudować tyyyyyyle drogi do pokonania. ;-) Hihihi. Podjazd do Karpacza nie był tym, co lubię najbardziej. ;-) No ale trzeba było. Później meta, brawa, wywiady… ;-)

Gosiu! Dziękuję za miłe towarzystwo! :-)





Kategoria maraton


  • DST 209.00km
  • Czas 07:12
  • VAVG 29.03km/h
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

II Supermaraton w Nietążkowie

Sobota, 27 sierpnia 2016 · dodano: 30.08.2016 | Komentarze 1

Nietążkowo - coraz bardziej lubię tę miejscowość, ale zacznę od początku. ;-)
W ubiegłym roku po maratonie, pojechaliśmy zobaczyć jak wygląda miejscowość Boszkowo - we Wrocławiu miejscowość prawie kultowa. Spodobało nam się tak bardzo, że postanowienie było jednoznaczne: w 2016 przed Nietążkowem zaliczamy Boszkowo. Piękne jezioro, czysta woda, piaszczysta i czysta plaża. I tak właśnie zrobiliśmy. Od czwartku w Boszkowie i od razu rozkręcenie nogi w tutejszym klimacie. 20 km i od razu rzuciło mi się w oczy oznakowanie trasy. Re-we-la-cja.
A później była sobota. Start o 8:03 z numerem „13” na plecach i kierownicy. A właściwie to… ;-)

Odwrócona „trzynastka” na szczęście. ;-)
A z tym szczęściem to różnie bywało. Zepsuł mi się pomiar mocy, zapomniałem pulsometru, z domu zapomniałem kupionych specjalnie wcześniej izotoników a w sobotę zapomniałem kolejny raz izotoników, leków. 6 minut przed startem zauważyłem, że nie wziąłem z samochodu pompki i torby podsiodłowej z dętką, zipami, taśmą izolacyjną. ;-) 
Start! I już wiedziałem, że będzie ciężko. Mocne tempo i od razu problem z oddychaniem. Niestety. Przez ok. 12 minut jechałem po zmianach, ale musiałem odpuścić. Bez leków jednak ciężko. Na ok. 25 kilometrze dogonił mnie Artur. Mój wybawca! :-) 
Nadał tempo, nakazał mi jechać na kole i… Tak już do końca. Podziwiam jego wytrzymałość! 
Z nieba lał się żar - 30°C w cieniu a mnie na ok. 70. kilometrze dopadło… sam nie wiem co. Zaczęło się od lekkiego kichania, później zrobił się z tego megakatar, zaczęły się dreszcze i zimno. Przy 30°C było mi zimno. Gorączka. Ale z Arturem nawet to nie było straszne. :-)
Na trasie, jak to na trasie. Oznakowanie trasy było RE-WE-LA-CYJ-NE! Z zamkniętymi oczami można było jechać. ;-)
Kilka drobnych „incydentów” nie popsuło dobrego (w miarę ;-)) humoru.
Pierwszą i drugą pętlę jechaliśmy w większej grupie (pozdrowienia dla Irka :-)), ale na trzecie wjeżdżaliśmy z uczuciem zmęczenia i mottem stało się: „jedziemy spokojnie, aby dojechać”. Było już ciężko a ja czułem się coraz gorzej. 
Wjazd na metę i wypiłem kilka kubków wody z sokiem malinowym. Przepyszne!
Po kilkunastu minutach okazało się, że… mam trzecie (i ostatnie ;-D) miejsce w kategorii służby mundurowe, dystans GIGA. No i… Pierwszy raz stałem na pudle. Miłe uczucie. :-)


Kategoria maraton


  • DST 110.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 21.78km/h
  • VMAX 75.20km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 156 ( 86%)
  • HRavg 133 ( 73%)
  • Kalorie 4095kcal
  • Podjazdy 1813m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

XIII Klasyk Kłodzki

Sobota, 23 lipca 2016 · dodano: 26.07.2016 | Komentarze 0

Jest Klasyk w Kotlinie Kłodzkiej jest… zabawa. :-/
Najpierw atrakcja w pracy. Skończyłem o 20:00, do Zieleńca przyjechaliśmy ok. 23:00 - czyli znów trzeba było szybko spać.
Rano dobre śniadanie, odbiór pakietów startowych i na rower. Na samym początku okazało się, że odpadły dwie śruby mocujące blok  w bucie. Jakoś szybko to dokręciłem i na start. Ledwo zdążyłem. Start i od razu mocna jazda w dół: 12 km zjazdu do Mostowic. Na pierwszym podjeździe choroba zweryfikowała moje zapędy. Ledwo mogłem oddychać. Już wiedziałem, że nie będzie giga bo po prostu mogę nie dać rady. Płuca nie dawały rady. Przejechałem spokojnie pętlę czeską, potem do Niemojowa i dziurawiec do Różanki. Na punkcie kontrolnym przepyszne arbuzy no i dowiedziałem się, że na trzecim okrążeniu jest zimne piwo a na drugim ciepła wódka. ;-) Hihihi. Nie skusiłem się jednak. ;-)
Najbardziej jednak utkwiły mi w pamięci zjazdy. 




Kategoria maraton


  • DST 272.00km
  • Czas 10:06
  • VAVG 26.93km/h
  • VMAX 57.60km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 150 ( 82%)
  • HRavg 127 ( 70%)
  • Kalorie 8652kcal
  • Podjazdy 1588m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

III powiaty

Sobota, 2 lipca 2016 · dodano: 06.07.2016 | Komentarze 0

Z Kołobrzegu przenieśliśmy się do Świdwina aby wystartować w kolejnym maratonie z serii supermaratony.org.
Trochę lepsze przygotowanie, dzień wcześniej suty obiad i kolacja. W kieszonkach batony, żele, pompka, dętka, łyżka i multitool.
Start o 6:03, więc musiałem wstać ok. 4:00. Nie było łatwo. ;-) Pociągiem do Łobza, krótka rozgrzewka i start. Rześko: 13°C, Słońce.
Na starcie problem z wpięciem buta i odjechała mi grupa. No nic jadę sam, ale szybko dojechałem do kolegi i jedziemy razem. Dogoniliśmy dziewczynę z pierwszej grupy, ale nie pojechała z nami. W pewnym momencie zonk - jak jechać? Zatrzymaliśmy się bo z daleka widzieliśmy jak część pojechała prosto a część w lewo. Krótka narada i strzałka znaleziona - PROSTO. ;-) Minęła chwila i dogoniła i wyprzedziła nas ekipa z 6:06. Po kilku minutach dogoniło nas TGV: dwójka, która skręciła i jedziemy razem w czterech. Dogoniliśmy tych z 6:06 i już z nimi zostaliśmy. Do końca. Dogoniliśmy pozostałe dziewczyny z 6:00, ale z nami została tylko Aga. Przed końcem pierwszego okrążenia miałem chwile zwątpienia: jechać drugie, czy dać sobie spokój? Wygrała opcja pierwsza. 
Po drodze regularnie picie i batonik. Na drugim okrążeniu zaczęły się zbierać ciemne chmury i zaczęło mocno wiać. Przed Połczynem odcięło mi prąd. Ściana. Jadę sam, nie dam rady jechać w grupie, ale grupa wiedziała lepiej. Zwolnili, dali mi odpocząć, wziąłem żela z BCAA i kofeiną i po ok. 20 minutach kryzys minął, ale zaczęła się burza, ulewa, wmordęwind. Temperatura spadła o kilkanaście stopni. Ostatnie 50 km to jazda w deszczu. Średnio przyjemnie, ale im bliżej tym lepszy humor. :-) 
I udało się. Najdłuższy dystans w życiu. :-)














Kategoria maraton


  • DST 211.00km
  • Czas 06:55
  • VAVG 30.51km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 157 ( 86%)
  • HRavg 138 ( 76%)
  • Kalorie 6933kcal
  • Podjazdy 670m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

VI Supermaraton Jastrzębi Łaskich

Niedziela, 5 czerwca 2016 · dodano: 06.06.2016 | Komentarze 0

Kolejna trasa GIGA. Z przygotowaniami różnie było, ale pojechałem. W Łasku byłem już w piątek wieczorem. W sobotę krótka przejażdżka a później festyn i odebranie pakietów startowych. Zjadłem makaron z cielęciną, jakieś kluski z mięsem i spać. Na śniadanie kefir i płatki z czekoladą i bananem. Krótka przejażdżka do Łasku i start.
Ruszyliśmy o 8:04 większa część grupy wyrwała ostro do przodu i stwierdziłem, że to nie moje tempo. Jadę swoje. Przez pierwsze 10 minut jechałem sobie do przodu nie oglądając się do tyłu po czym dostałem zmianę i zaczęła się współpraca. Dosyć szybko dogoniliśmy część grupy startującej przed nami i połączyliśmy siły. A grupa była zacna. Z liderką superpucharu. :-)
Tempo było naprawdę imponujące. Szybkie zmiany po ok. 500-600 m. Po pierwszej godzinie miałem przejechane 35.5 km. Ominęliśmy punkt żywieniowy (około 30. km) i spore zaskoczenie: brak punktu żywieniowego na starcie/mecie. Trochę wybiło nas to z rytmu no i zaczął się wyścig MINI więc było lekkie zamieszanie. ;-) No nic to - jedziemy do punktu żywieniowego. Pączek z bitą śmietaną, banan, woda. Mniam.
Trochę ciężko było się niektórym zebrać po tym krótkim przestoju, ale i tak pierwsza setka zrobiona w czasie poniżej 3h - imponujące.
Na drugim okrążeniu dały się we znaki te lekkie hopki za przejazdem kolejowym i tzw. w_mordę_wind. Po drugim okrążeniu z dalszej jazdy zrezygnował Janek a ja… nie miałem siły dogonić grupy i jechałem sam. Na punkcie żywieniowym pomarańcze, woda i dalsza jazda. Po kilku kilometrach wyprzedziło mnie dwóch kolegów i… jechaliśmy we trzech. Długie zmiany, hopki i wiatr zmęczyły mnie. Odpadłem. Jedyne co przetwarzał mój mózg to dystans do mety i dlaczego tak daleko. ;-) Ale dojechałem. Czas poniżej 7h (pół godziny lepiej niż rok temu), średnia powyżej 30 km/h.


- Imponujące – mówił. – To jest właśnie to słowo. Imponujące. (Kłapouchy w Kubusiu Puchatku)

Zdjęcia, których autorem jest Krzysztof Lis:



Film z dojazdu do bufetu (3. okrążenie):

Przy okazji specjalne podziękowania dla obsługi! :-)


Kategoria maraton


  • DST 65.70km
  • Czas 03:07
  • VAVG 21.08km/h
  • VMAX 65.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 157 ( 86%)
  • HRavg 137 ( 75%)
  • Kalorie 2724kcal
  • Podjazdy 1155m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

VII Klasyk Radkowski

Sobota, 21 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 2

Dziurawiec. 
Ten jeden wyraz oddaje atmosferę wyścigu. ;-)
Do Radkowa pojechałem po kilkudziesięciu nadgodzinach, przespaniu 3.5h. Tak w sumie to dziury mnie uratowały - obudziłem się. ;-)
Urok maratonu w Radkowie to przede wszystkim widoki. Te są cudowe. A w połączeniu z cudowną pogodą było cudownie^2 ;-)





Kategoria maraton


  • DST 151.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 25.17km/h
  • VMAX 58.90km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 165 ( 91%)
  • HRavg 131 ( 72%)
  • Kalorie 4767kcal
  • Podjazdy 832m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żądło Szerszenia 2016

Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 01.05.2016 | Komentarze 0

Zaczynam kolejny sezon na szosie. :-)
Jeżeli chodzi o formę to jestem gdzieś na etapie stycznia. ;-) Praca i choroby trochę opóźniły przygotowania, więc wyścig potraktowałem jako dłuższy trening. Najważniejsze zmiana to pomiar mocy i jazda wg. jego wskazań (i Trenera Konrada ;-))
Ale od początku. Poranek przywitał piękną pogodą i tradycyjnymi problemami z końcowym odcinkiem przewodu pokarmowego. ;-) 
A poza tym pyszne śniadanie: makaron z kurczakiem, serem żółtym i szpinakiem. Miodzio!
Podróż do Trzebnicy trwała z 30 minut. Tuż po wjeździe do miasta od razu widać kolarzy. Prawidłowo. Zalogować się na parkingu (done), zalogować się na starcie (done). Tuż przed startem zauważyłem, że mam przekrzywione siodełko. Multitool i po kłopocie. Tuż przed startem włączyłem kamerę i… Jedziemy. No i okazało się, że siodełko wyrównałem, ale przekrzywiłem w pionie i zjedżam. Przed startem ostrym poprawię - zawsze było trochę czasu. ;-) 
Przejazd przez Trzebnicę - spokojnie i bez spiny (film). Nowy Dwór. Poprawiam siodełko i… zauważyłem, że moja grupa już pojechała. Ależ niefart. Nie gonię. Jadę swoje według mocy i przykazań Trenera Konrada. Do Prusic nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Ot, kręcić równo i do przodu.
Prusice i bruk. Generalnie to trzeba to przeżyć - opis to za mało (film). Do Sułowa jechałem spokojnie wyprzedzany co jakiś czas przez MTB i pociągi z Mini. W Sułowie, w Rynku była dosyć niebezpieczna sytuacja (film - 11:34).
Prawdziwe schody zaczęły się po rozdzieleniu się tras Mini i Mega. Lekkie hopki, których zwieńczeniem była Prababka i późniejsze zmarszczki na horyzoncie. ;-)
Czas przejazdu: tragicznie długi. Gorzej niż rok temu o 24 minuty i ponad 40 minut gorzej niż w 2014 roku. Ale czy to ważne? To tylko liczby na osi czasu a doznania wzrokowe, atmosfera na mecie są przecież bezcenne.
Podziękowania dla Organizatorów i miłych pań na punkcie żywieniowym nr 2. :-)


Żądło Szerszenia 2016

Kategoria maraton