Info

avatar Autorem wypocin po wyścigach jest Marcin™ z Wrocławia. Mam przejechane 6120.13 kilometrów w tym 6.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Szosówką jeżdżę od 26 lutego 2014 roku. Tutaj są wpisy dotyczące wyłącznie wyścigów, w których brałem udział. Treningi i inne takie na Strava/Endomondo.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Activities for czach

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy czach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:289.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:10:49
Średnia prędkość:26.79 km/h
Maksymalna prędkość:54.40 km/h
Suma podjazdów:1914 m
Maks. tętno maksymalne:159 (87 %)
Maks. tętno średnie:137 (75 %)
Suma kalorii:6505 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:144.90 km i 5h 24m
Więcej statystyk
  • DST 76.80km
  • Czas 03:24
  • VAVG 22.59km/h
  • VMAX 54.40km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • HRmax 159 ( 87%)
  • HRavg 137 ( 75%)
  • Kalorie 1951kcal
  • Podjazdy 1313m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

V Srebrnogórski Maraton Szosowy

Sobota, 20 czerwca 2015 · dodano: 21.06.2015 | Komentarze 0

Do Srebrnej Góry na wyścig przyjechałem po raz drugi. Wyścig w sobotę a przyjechaliśmy już w środę, bo znalazła się okazja - moje 40. urodziny. ;-)
Pogoda w sobotę nie zachęcała do jazdy. Od rana padało i było dosyć chłodno. Ubrałem się na krótko, ale założyłem rękawki. Przed samym wyjściem wrzuciłem jednak do kieszeni nogawki - tak w razie czegoś. W trakcie rozgrzewki zrobiło się zimno. ;-) 11°C to jednak lekki chłodek biorąc pod uwagę, że pada a w górach pewnie będzie jeszcze zimniej. Założyłem nogawki i wystartowałem na długo. ;-) W momencie startu było 8°C.
Spokojny podjazd pod fort - prawie 2km ze średnim nachyleniem 10%. Część po kostce brukowej. Potem zjazd (ostrożnie, bo ślizgo!). Znów podjazd, zjazd i… zonk! Tuż za zakrętem wiadukt z zablokowanym przejazdem. Autobus utknął/nie mógł przejechać. Prawie jak w dowcipie co? utknął Pan? Nie! Wiozłem most i mi się paliwo skończyło! ;-) Po chwilowym przystanku ruszyłem dalej. Do skrzyżowania na przełęcz Woliborską nie było nic godnego uwagi. ;-)
Atrakcje zaczęły się na podjeździe. Temperatura zaczęła spadać, padało coraz mocniej, wilgotność osiągała maksimum (jazda w chmurze). Wszystko było OK dopóki podjeżdżałem (przy okazji pobiłem swój rekord na tym odcinku ;-)). Gorzej było na zjeździe. Łapki na hamulcach i w dół. Zaczęło być zimno. Bardzo zimno. Bez kręcenia tętno spadło do ok. 102 bpm. Po wjeździe do Bielawy lekkie zdziwienie - sucho. Nie padało? No nic. Trzeba kręcić. Pierwsze okrążenie kończyłem myśląc o podjeździe pod fort. W sumie niepotrzebnie bo jechało się jakoś normalnie. To znaczy wolniej. ;-) Na przełęczy powtórka z rozrywki (5°C, ulewa i chmury) a na zjeździe zmarzłem tak, że aż zębami dzwoniłem. ;-) Zjazd się skończył i szybko się ogrzałem. Później już spokojnie do mety. Na mecie byłem przekonany, że dojechałem ostatni i wielkie zdziwienie bo okazało się, że jeszcze jest ktoś na trasie. Szkoda - upominek dla ostatniego uczestnika uciekł mi sprzed nosa. ;-)




Kategoria maraton


  • DST 213.00km
  • Czas 07:25
  • VAVG 28.72km/h
  • VMAX 45.70km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 156 ( 86%)
  • HRavg 136 ( 75%)
  • Kalorie 4554kcal
  • Podjazdy 601m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

V Supermaraton Jastrzębi Łaskich

Niedziela, 7 czerwca 2015 · dodano: 08.06.2015 | Komentarze 2

Kolejny supermaraton.
Tym razem Łask i 3 pętle po 71 km. Prawie płasko (lekkie hopki na koniec rundy). Przez pierwsze 4h utrzymywałem średnią 30 km/h, później zaczęła spadać aby „osiągnąć” ;-) 28.7 km/h - też nieźle.

Plan był prosty: jadę sam bez grupy. No i udało się. ;-) Na pierwszej rundzie jechałem przez jakiś czas w grupie, ale jakoś nie spodobało mi się. ;-)

Początek rundy to naprawdę szybka jazda. W miejscowości Buczek zobaczyłem strzałkę wskazującą kierunek "prawo" i… prawie dałem się nabrać! ;-) W ostatniej chwili doczytałem "rodzinny". Jakiś czas później zobaczyłem COŚ. To Bełchatów z oddali. Bardzo mi się podobało "liczenie" dziur albo uzupełnianie ubytków. Fajny pomysł w razie problemów: gdzie to się stało? na 47. dziurze. ;-)
Bardzo miło jechało się przez odcinek pośród lasów. Czasami miałem wrażenie jakbym był nad morzem. Przeprzyjemnie. 
W okolicy 21. kilometra zobaczyłem drogowskaz "Zbyszek 1.5" - uśmiałem się serdecznie bo Zbyszek to szef mojej drużyny. Jak widać - dobry szef zawsze jest w pobliżu. ;-) Pierwszą wizytę na punkcie żywieniowym chyba odpuściłem - nie pamiętam (Trainingpeaks twierdzi, że odpuściłem). 
Po wjeździe na drogę nr 480 zaczęły się schody. A konkretnie to w_mordę_wind i lekkie hopki, co dało małą kumulację. Zwłaszcza na trzecim okrążeniu. ;-)
W okolicy miejscowości Dobra na asfalcie piękny napis: "10 km". Nie tak szybko. Jeszcze ponad 150 km. ;-) 
Wjazd do Łasku i coś co mi się bardzo nie spodobało: trzeba było zwolnić bo trochę pieszych przeszkadzało. A jak już zwolniłem to zobaczyłem, że jest punkt żywieniowy. Woda mineralna na miejscu, banany w kieszeń i ruszyłem. I znów szybko, dziury, lasek, "Zbyszek". Na punkcie żywieniowym (ok. 100. km) woda, przemyć ręce bo mi się kleiły od izotonika, banany w kieszeń i do przodu.
Temperatura powoli wzrastała, jechało się trochę ciężej, ale do przodu. Znów "10 km" na asfalcie (już tylko 80! ;-)). W Łasku uzupełnienie bidonów, banan w kieszeń i do następnego punktu. ;-)
Znów uzupełnienie bidonów, banan i… Od ok. 170 km jechałem w miłym towarzystwie. Wiatr jakby mocniejszy, hopki jakby urosły ;-) i… przejazd kolejowy w Koloni Zawady. Zamknięty. W oddali widać, że coś się wlecze. Pociąg towarowy… jak żółw ociężale. 7 minut czekania. Ruszyliśmy i… zaczął się kryzys. Za długi "odpoczynek" i ciężko było kręcić. Jak na złość zaczęła mi drętwieć prawa stopa. Co jakiś czas musiałem wypinać buta i dać trochę odpocząć nodze i kręcić drugą. W miejscowości Widawa był ostry skręt z podporządkowanej 480 na główną 481. Na pierwszym i drugim okrążeniu był miły pan, który pokazywał aby skręcić i mieliśmy pierszeństwo. Na ostatnim nikogo już nie było i trzeba było przepuścić samochody. ;-)
Gdy zobaczyliśmy "10 km" na asfalcie to zrobiło się trochę przyjemniej. Jeszcze przyjemniej przy napisie "5 km" a gdy zobaczyliśmy napis "Łask" zrobiło się bardzo przyjemnie i prosto do mety. 
Uff, 213 km przejechane. Jak na razie to największa odległość. ;-) Ale dłużej jechałem w Karpaczu. ;-)
A koleżanka z trasy wskoczyła na pudło. Gratulacje. :-)

… a dziewczyny walczyły na dystansie "Rodzinnym".


Podziękowania dla Organizatorów i wszystkich, którzy pomagali (na skrzyżowaniach, na punktach żywieniowych) :-)

… i wiecie co? Nie ma to jak posiłek po wyścigu… Nie od razu bo to niewskazane, ale trochę później. 
Kiełbaska była przepyszna. :-)

Kategoria maraton