Info

avatar Autorem wypocin po wyścigach jest Marcin™ z Wrocławia. Mam przejechane 6120.13 kilometrów w tym 6.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Szosówką jeżdżę od 26 lutego 2014 roku. Tutaj są wpisy dotyczące wyłącznie wyścigów, w których brałem udział. Treningi i inne takie na Strava/Endomondo.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Activities for czach

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy czach.bikestats.pl
  • DST 713.70km
  • Czas 26:50
  • VAVG 26.60km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 16781kcal
  • Podjazdy 2708m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de PoMorze 2017 - ultramaraton kolarski

Sobota, 29 lipca 2017 · dodano: 01.08.2017 | Komentarze 8

Zrobiłem to! 
Przejechałem ultramaraton, ale zacznę od początku. Zgodnie z teorią ewolucji Wszechświata, ok. 13.8 mld lat temu… Ops, przepraszam, to nie ta bajka.

Nie pamiętam kiedy i gdzie pojawiła się myśl aby przejechać ultramaraton, ale chyba jakoś pod koniec ubiegłego sezonu kolarskiego. Pozostał niedosyt. Myśl kiełkowała i zaczęła przybierać realne kształty gdy pojawiały się coraz nowsze części do mojego nowego roweru. W końcu w marcu karbonowa strzała była gotowa. Ja też. Początki były (jak zwykle) ciężkie. Praca. Zawalone treningi, ale początek nie był najgorszy. Co prawda w maju Klasyk Radkowski trochę ostudził moje zapały (pierwszy raz przejechałem tam trasę mega), ale w czerwcu pohasałem po czeskiej i polskiej stronie Gór Stołowych. Początek lipca to pierwsza dwusetka. Później znów praca (i treningi tylko w weekendy, ale za to fajne wycieczki: do Walimia, do Czech, do Karpacza). 
Od 26 lipca miałem zaplanowany urlop i wyjazd do Świnoujścia. Niestety, znów praca i musiałem przesunąć urlop (The World Games 2017). Wyjechaliśmy 27 lipca o 23:30 i ok. 6:00 byliśmy na miejscu. 2h szukania noclegów, ale się udało. Padłem spać. Ok. 14:00 wyjście do bazy maratonu aby zalogować się i odebrać numerki. Później spacer po Świnoujściu i na odprawę techniczną. Po odprawie okazało się, że przez miasto przechodzi megaulewa. Powrót do miejsca noclegowego i wielkie żarcie: ciasto z kremem i kurczak z rożna. :-) 
Pominę opisy dolegliwości, które mnie trapiły przed startem. Nadmienię tylko, że musiałem być bardzo skupiony, bo jednoczesny katar i rozwolnienie to nie najlepsze z doznań. ;-)
Start miałem o 9:55, więc można było pospać. Na promie (miejsce startu) byliśmy ok. pół godziny przed startem - trzeba było zamontować GPS na rower.
No i wreszcie start. Zaczęliśmy w sześcioosobowej grupie. Po ok. godzinie zobaczyliśmy pierwszą osobę, która startowała przed nami. Na pierwszym punkcie kontrolnym była większa grupka no i Artur, który na nas czekał. Bułka, banan, picie, pieczątka. A tak właściwie to najpierw pieczątka. ;-) 
No i w drogę. A droga była różna. Czasami dziury ostro dawały w kość.
W Trzebiatowie miła niespodzianka - Czesia z aparatem. :-)
Przejazd przez Kołobrzeg trochę kłopotliwy, ruch samochodów i sygnalizacja świetlna. Ale to dobrze - na czerwonym był czas na odpoczynek. :-) 
Na punktach kontrolnych była zawsze megawyżerka. 
W Bobolinie makaron z sosem mięsnym / warzywnym, drożdzówka, banan, woda, kawa lub herbata
W Szczecinku ryż z warzywami i kurczakiem lub spaghetti w sosie bolognese, żurek śląski z białą kiełbasą, kawa lub herbata, woda gaz/nie-gaz. ciastka
W Myśliborzu: pomidorowa z makaronem i karkówka w sosie z ziemniakami i surówką, banan, kawa/herbata, woda
Na pozostałych PK - pyszne bułki. :-)
Wracając do maratonu: czas płynął szybko w miłym towarzystwie i zaczęło się robić ciemno. Ktoś nawet stwierdził, że wyglądamy jak samochód z reklamy Coca-Coli a ja zacząłem śpiewać coraz bliżej święta, coraz bliżej święta.
Do Szczecinka wjechaliśmy nocą. Przepak. No i okazało się, że zapakowałem niewłaściwe spodenki. Dziurawe. Ops. Przebrałem tylko koszulki i założyłem nogawki i rękawki, bo w nocy różnie bywa.
No i dobrze zrobiłem, bo zrobiło się po prostu zimno. Temperatura spadła do 9 °C. Ale w grupie raźniej i nawet chłód niestraszny.
W Mirosławcu załapaliśmy się na ok. 15 minut snu na materacach. Najlepszy lek. :-)
W okolicach godziny 3:00 zaczęło się rozjaśniać i po 4:00 wzeszło Słońce (tak mi się kojarzy).
O godzinie 8:30 byliśmy w Myśliborzu i tutaj nam trochę czasu zeszło. Kolejny przepak, mycie i spanie w łóżku! Aż 30 minut! ;-) W dalszą drogę ruszyliśmy po 10:00, bo Krzysiek gdzieś zniknął. A on po prostu spał i nikt go nie rozpoznał, bo zmienił strój. ;-)
Następne kilometry to droga przez mękę - 36 °C na termometrze robi swoje. Zrobiliśmy małą przerwę na siku i... zostałem z tyłu. Zagapiłem się i musiałem gonić. Na szczęście grupa poczekała. :-) A kilkanaście minut później nastąpił kryzys. Straszny KRYZYS. Ledwo dawałem radę kręcić. Żel energetyczny z BCAA i kofeiną postawił mnie na nogi. 
Na PK9 największą atrakcją była PEPSI! Wypiłem chyba z 1.5 litra. W Szczecinie natomiast Coca-Cola stawiała na nogi. Mokra i zimna. :-) Na PK9 Gośka dała mi elektrolity do rozpuszczenia i to uratowało mi tyłek. Po wyjeździe z PK zaczął mnie strasznie boleć żołądek, ale po wypiciu tego specyfiku wszystko przeszło. 
Ostatni punkt kontrolny w Stepnicy i... zaczęło padać. Burza. Wyjeżdżając na ostatnie 50 km myślami byłem na mecie, ale woda spod kół szybko mnie otrzeźwiła. ;-) Kałuże były niesamowite, do tego duży ruch samochodów. Na drodze nr 3 na poboczu, którym jechaliśmy pełno połamanych gałęzi. 
Tuż przed Wolinem pierwsza awaria: Artur złapał gumę. Następna awaria: 600 metrów przed metą. :-D 
A na zakończenie - zamknięty przejazd kolejowy.
Łączy czas trasy to 36h42m56s.

Najgorsze co pamiętam: starty po odpoczynku na PK. 

Kilka słów o sprzęcie:
karbonowy Look 695 na Ultegrze 11 rz - składany przez trenera: Konrada (megapodziękowania!)
Garmin Edge 520
Garmin VirbX
powerbank z Ali (z BT, latarką, zestawem głośnomówiącym)
powerbank hama (5200 mAh)
oświetlenie: Lampa rowerowa przednia STREET.01 z czujnikiem światła oraz INFINI LAVA SET USB - ZESTAW OŚWIETLENIOWY.
Na ramie torba z żelami, powerbankami, kabelkami, batonami, papierem toaletowym, pod siodłem dętka, zipy, łyżka do opon, taśma izolacyjna.
Tyłek uratował mi Sudocrem. :-D

Wielkie podziękowania dla mojej grupy:

  • Gośka Kubicka
  • Aga Mielcarek
  • Edziu Kuczmarz
  • Artur Piedo
  • Jacek Ilmer
  • Krzysiek Hamułka
oraz
  • Rafał Trawa
  • Karol Borkowski

A także dla wszystkich uczestników, organizatorów i kibiców. :-)
Uwagi i spostrzeżenia będę dopisywać… ;-)

edit1: Były pytania, więc odpowiadam: siodełko fi'zi:k arione magnesium. ;-)
edit2: Każdy postój po godzinie 19:00 w niedzielę to porażka i klęska. Przegrywaliśmy z komarami. ;-)
edit3: Na trasie wypiłem chyba z 15 kaw, zażyłem 5 lub 6 żeli, zjadłem kilka batoników energetycznych/proteinowych.

Kategoria ultramaraton


  • DST 214.40km
  • Czas 07:05
  • VAVG 30.27km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 5416kcal
  • Podjazdy 701m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nietążkowo

Sobota, 8 lipca 2017 · dodano: 09.07.2017 | Komentarze 0

To już trzeci maraton w Nietążkowie. I pierwszy bez przeziębienia/gorączki i innych tego typu atrakcji. W grupie Artur, więc musi być dobrze. Pierwsze okrążenie głównie jazda po zmianach: 1km. Chęnych do pomocy wielu nie było, ale ponieważ jechało się wyśmienicie to jakoś to nie przeszkadzało. Trasa w okolicy miejscowości Dłużyna gorsza niż w ubiegłym roku, trochę dziur, trochę rozkopana. 
Ponieważ jechało się wyśmienicie to minęliśmy pierwszy PŻ. Na ramie miałem torbę a w niej żele, galaretki, batoniki, więc nie było potrzeby się zatrzymywać. Do mocnej i efektywnej pracy zachęcała mnie wbijająca się w plecy agrafka (ta od numeru startowego - mam nadzieję, że nie zostanie to uznane za niedozwoloną pomoc techniczną ;-) ). Zatrzymaliśmy się, a właściwie zawróciliśmy w miejscowości Wilkowo Polskie. Dziewczyna męczyła się z wymianą dętki, więc pomogliśmy. Trochę to opornie szło, ale po 10 minutach ruszyliśmy w dalszą drogę. Razem. Podjazd przed Nową Wsią był jakby łatwiejszy i bardziej przyjazny niż rok temu. Nawet za trzecim razem. :-) Szybki przejazd przez Śmigiel do Nietążkowa i znów odpuściliśmy PŻ. Na drugim okrążeniu jechaliśmy przez pewien czas z „megowcami” i było trochę więcej zmian i szybko skończyliśmy drugą pętlę. Zaliczyliśmy PŻ na starcie/mecie, uzupełniliśmy bidony, banan zjedzony i ostatnia pętla - „teraz jedziemy na przetrwanie”. ;-) I dojechaliśmy do PŹ w Morownicy. Znów uzupełnić bidony i wciągnąć banana. W trakcie krótkiego postoju zaczął padać deszcz. A później zaczęło lać. Świetny orzeźwiający deszczyk. Za Śmiglem się wypogodziło, wyszło Słońce i zrobiła się Jamajka. Parno i duszno. Później jeszcze tylko podjazd i szybko do mety. A tam uściski dłoni, wywiady, wizyty w… 
Najważniejsze, to drugie miejsce w kategorii służb mundurowych na dystansie giga. :-)




Kategoria maraton


  • DST 130.70km
  • Czas 06:31
  • VAVG 20.06km/h
  • VMAX 95.40km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 183 (101%)
  • HRavg 130 ( 71%)
  • Kalorie 4490kcal
  • Podjazdy 2362m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

VIII Klasyk Radkowski

Poniedziałek, 22 maja 2017 · dodano: 22.05.2017 | Komentarze 0

Ciężko zacząć wpis o Klasyku Radkowskim. Co roku powtarzam sobie, że jechałem ostatni raz, nigdy więcej tych dziur… i co roku wracam. To jest jednak silniejsze. Tutaj wszystko ma swój niepowtarzalny urok. I te dziury, brak asfaltu na pewnym odcinku (w tamtym roku jeszcze był), świetne podjazdy i mega zjazdy. Lekarze mieliby o czym deliberować a diagnoza byłaby: zaawansowana cykloza.
Tak czy inaczej do Radkowa przyjechałem w środę. Z Wrocławia do Kłodzka pociągiem (szynobusem z opóźnieniem) a z Kłodzka rowerem. Z plecakiem. 
Muszę stwierdzić, że Radków to świetna baza treningowa a pobliskie, czeskie izotoniki są wręcz rewelacyjne.
Środa, czwartek i piątek to prawie tropikalne upały. Szybko uzupełniłem swoją kolarską opaleniznę.

W sobotę… pogoda się gwałtownie zmieniła. Rano było w miarę ciepło, więc zdecydowałem, że jadę „na krótko”. Na łapki i nogi balsam rozgrzewający - powinno wystarczyć. Myliłem się.
Start spokojnie, bez spiny - wg. zaleceń Trenera Konrada - 205 watów. Średnia.  
I tak sobie jechałem uskuteczniając po drodze (w miarę możliwości) plotki. 
Na zjeździe po dziurach (do Szczytnej) zaczęły mnie boleć nerki. Tak to odczuwałem. Było to na tyle niekomfortowe, że stwierdziłem, że nie jadę giga tylko po pierwszej pętli zakończę swój udział w maratonie. Z takim postanowieniem dojechałem do punktu żywieniowego, na którym spotkałem Gosię. No i nici z postanowień - jedziemy dalej. Podjazd do Karłowa to po prostu solidna dawka endorfin. ;-) Tak to sobie tłumaczę. Zjazd to walka z zimnem. Temperatura spadła do ok. 9-10°C i jechało mi się naprawdę niekomfortowo. Po zakończeniu pierwszej pętli zatrzymałem się i czekałem na Gosię i razem z Markiem, który ukończył mini, dojechaliśmy do Ratna. Tam Marek dał mi swoją bluzę abym nie marzł. 
Drugie kółko to już odliczanie… ile zostało. Ból nerek - a właściwie kręgosłupa - z każdą dziurą w asfalcie był coraz bardziej uciążliwy. Decyzja była jednoznaczna. Kończę maraton po drugiej pętli. 
Ostatnie 20+ km to kilka dodatkowych atrakcji: na zjeździe w Kudowie, na drodze jednokierunkowej, jakiś kierujący pojazdem (którego wielkość miała chyba na celu rekompensatę innych niedociągnięć natury) jechał „pod prąd” w głębokim poważaniu mając innych użytkowników drogi. Na zjeździe z Karłowa drogę zakorkowały dwa busy. Nie dało się jechać szybko. Na szczęście udało mi się je pod koniec wyprzedzić. Muszę też przyznać, że pod koniec zostałem zdublowany przez mega Kozaka - Łukasza. Chłopie! Czego się nie chwycisz, to wymiatasz! Przekozak!

A na koniec meta, medale, wywiady, wizyty w zakładach pracy… ;-)
Wielkie podziękowania dla Gosi - za towarzystwo, dla Marka - za bluzę i dla wszystkich którzy mnie wyprzedzili (z małymi wyjątkami, ale im zadedykowałem specjalną wiązankę słupów telegraficznych (c) by Grzesiuk), których wyprzedziłem, którzy kibicowali, zabezpieczali trasę, podliczali nam czas i żywili i poili na PŻ. A przede wszystkim dla Organizatorów i Uczestników. I dla trenerów. Konradzie - chylę głowę. Za Twoją cierpliwość.


Za rok tutaj wrócę. Ale już nie koleją.
https://www.facebook.com/czacheur/posts/1021137975...



Tak właściwie, to wpis powinien zacząć się tak:
Dzień dobry. Marcin Trzaska i rower trzaska. :-D

Kategoria maraton


  • DST 102.35km
  • Czas 03:31
  • VAVG 29.10km/h
  • VMAX 57.20km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • HRmax 164 ( 90%)
  • HRavg 139 ( 76%)
  • Kalorie 2540kcal
  • Podjazdy 732m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mistrzostwa Polski Policji w kolarstwie szosowym

Niedziela, 7 maja 2017 · dodano: 08.05.2017 | Komentarze 0

Drugi wyścig w tym roku - Konwa Bike Race. Pewnie nie zwróciłbym nawet uwagi, gdyby nie info na portalu KGP - Mistrzostwa Polski Policji w kolarstwie szosowym. Wypadałoby pojechać.
Tegoroczny maj to wymarzona pogoda do ścigania. Żar^H^H^HWoda leje się z nieba, rześkie 6-10°C. Tak też było w niedzielny poranek. Po przyjeździe na miejsce (na szczęście blisko miałem) zalogować się w biurze, odebrać numerek i ciepło się ubrać. Rozgrzewka, kawa z miodem z termosu i na start.
Wyścig odbywał się przy zamkniętym ruchu drogowym - bardzo pozytywnie. Na starcie usłyszałem, że będzie tak do godz. 14:00 (start o 10:00), czyli 4h, więc spokojnie zdążę. Od startu ogień - znaczy niekoniecznie ja, ale czołówka. Ja znalazłem się w drugiej grupie, z którą jechałem praktycznie całe pierwsze okrążenie. Niestety, podjazdy pod koniec pętli pokazały mi miejsce w szeregu i brutalnie uświadomiły, że grawitacja jest nieubłagana dla mojej kategorii wagowej. Na drugim okrążeniu dogoniła mnie grupa z dystansu mini, z którą się zabrałem i znów jechałem do hopki. Także na trzecim okrążeniu przez chwilę jechałem w grupie, ale większość dystansu jechałem sam. Pod wiatr i pod górę z mozołem a z wiatrem i z góry z wigorem. Ok. godz. 13:13 w srebrnej kijance podjechał do mnie (znaczy nie tylko do mnie) organizator i dowiedziałem się, że od teraz ruch odbywa się zgodnie z przepisami PoRD. Dobrze. Dojadę jakoś do mety.
Na mecie medal, zachowany numerek i... Do domu, bo na 20:00 do pracy. ;-)
open: 73/81 (z DNF)
M4: 20/20 ;-)
MPP: 13/16 ;-)



galeria zdjęć ze startu/mety: https://goo.gl/photos/PavSSgxVUAvuCEhc8



  • DST 54.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.67km/h
  • VMAX 54.40km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 158 ( 87%)
  • HRavg 143 ( 79%)
  • Kalorie 1643kcal
  • Podjazdy 619m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślężański Mnich 2017

Niedziela, 9 kwietnia 2017 · dodano: 10.04.2017 | Komentarze 0

Sezon 2017 rozpoczęty. Wreszcie, po 3 latach przerwy, udało mi się wystartować w Sobótce na Mnichu.
Ponieważ okres przygotowawczy nie przepracowałem tak jak powinienem (czasami praca, czasami choroba a czasami lenistwo), więc wyścig, poza możliwością spotkania ze znajomymi, to fajny trening. Nie przemęczałem się na podjazdach (starałem się aby moc z 10 sekund nie była większa niż 250W) za to miałem więcej siły aby przyspieszyć na zjazdach. I tak na każdym z trzech okrążeń. I fajnie. Miałem się zmieścić w 2h a było 1:53:06.





Kategoria wyścig


  • DST 166.00km
  • Czas 07:44
  • VAVG 21.47km/h
  • VMAX 63.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 163 ( 90%)
  • HRavg 130 ( 71%)
  • Kalorie 3633kcal
  • Podjazdy 2420m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Liczyrzepa

Sobota, 3 września 2016 · dodano: 11.09.2016 | Komentarze 0

Mój drugi maraton w Karpaczu. 
Znów dystans giga, ale tym razem start o 7:05 - jeszcze trochę zaspany na starcie byłem. Ale nic to - kręcić trzeba. 160km+ samo się nie przejedzie. Przez Karpacz jak zwykle ostro. Przez pierwsze kilka kilometrów goniłem, ale później już w przemiłym towarzystwie Gosi. :-) Pierwsze podjazdy jechaliśmy spokojnie, bez nerwów. Trochę mina mi zrzedła na podjeździe na Rozdroże Kowarskie (segment Droga Głodu na Strava.com ;-)), gdy licznik pokazywał 15% nachylenia, ale trzeba podjechać. Zwłaszcza w tak miłym towarzystwie. Trochę zmęczeni szybko odpoczęliśmy na zjeździe w stronę Kamiennej Góry a po chwili punkt żywieniowy. Woda, banan i w drogę. Znów wjazd na Rozdroże Kowarskie tym razem od strony Lubawki - kilka kilometrów pod górę, ale szybko minęło na rozmowie. Później zjazd do Kowar - ech te widoki na Karkonosze! - i znów Droga Głodu. Tym razem w liczniejszym gronie, bo zmieszaliśmy się z zawodnikami z Mini/Mega. Część prowadziła rowery a po moim stwierdzeniu, że za drugim razem jest łatwiej patrzyli trochę dziwnie. Znów do góry, w dół, PŻ i do góry. Zjazd do Kowar i podziwianie widoków przy 50 km/h i Droga Głodu po raz ostatni (tego dnia ;-)). Nawet nie wiedziałem, że najtrudniejszy (ha!) odcinek przed nami. Nie sądziłem, że w tak krótkim czasie można dobudować tyyyyyyle drogi do pokonania. ;-) Hihihi. Podjazd do Karpacza nie był tym, co lubię najbardziej. ;-) No ale trzeba było. Później meta, brawa, wywiady… ;-)

Gosiu! Dziękuję za miłe towarzystwo! :-)





Kategoria maraton


  • DST 209.00km
  • Czas 07:12
  • VAVG 29.03km/h
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

II Supermaraton w Nietążkowie

Sobota, 27 sierpnia 2016 · dodano: 30.08.2016 | Komentarze 1

Nietążkowo - coraz bardziej lubię tę miejscowość, ale zacznę od początku. ;-)
W ubiegłym roku po maratonie, pojechaliśmy zobaczyć jak wygląda miejscowość Boszkowo - we Wrocławiu miejscowość prawie kultowa. Spodobało nam się tak bardzo, że postanowienie było jednoznaczne: w 2016 przed Nietążkowem zaliczamy Boszkowo. Piękne jezioro, czysta woda, piaszczysta i czysta plaża. I tak właśnie zrobiliśmy. Od czwartku w Boszkowie i od razu rozkręcenie nogi w tutejszym klimacie. 20 km i od razu rzuciło mi się w oczy oznakowanie trasy. Re-we-la-cja.
A później była sobota. Start o 8:03 z numerem „13” na plecach i kierownicy. A właściwie to… ;-)

Odwrócona „trzynastka” na szczęście. ;-)
A z tym szczęściem to różnie bywało. Zepsuł mi się pomiar mocy, zapomniałem pulsometru, z domu zapomniałem kupionych specjalnie wcześniej izotoników a w sobotę zapomniałem kolejny raz izotoników, leków. 6 minut przed startem zauważyłem, że nie wziąłem z samochodu pompki i torby podsiodłowej z dętką, zipami, taśmą izolacyjną. ;-) 
Start! I już wiedziałem, że będzie ciężko. Mocne tempo i od razu problem z oddychaniem. Niestety. Przez ok. 12 minut jechałem po zmianach, ale musiałem odpuścić. Bez leków jednak ciężko. Na ok. 25 kilometrze dogonił mnie Artur. Mój wybawca! :-) 
Nadał tempo, nakazał mi jechać na kole i… Tak już do końca. Podziwiam jego wytrzymałość! 
Z nieba lał się żar - 30°C w cieniu a mnie na ok. 70. kilometrze dopadło… sam nie wiem co. Zaczęło się od lekkiego kichania, później zrobił się z tego megakatar, zaczęły się dreszcze i zimno. Przy 30°C było mi zimno. Gorączka. Ale z Arturem nawet to nie było straszne. :-)
Na trasie, jak to na trasie. Oznakowanie trasy było RE-WE-LA-CYJ-NE! Z zamkniętymi oczami można było jechać. ;-)
Kilka drobnych „incydentów” nie popsuło dobrego (w miarę ;-)) humoru.
Pierwszą i drugą pętlę jechaliśmy w większej grupie (pozdrowienia dla Irka :-)), ale na trzecie wjeżdżaliśmy z uczuciem zmęczenia i mottem stało się: „jedziemy spokojnie, aby dojechać”. Było już ciężko a ja czułem się coraz gorzej. 
Wjazd na metę i wypiłem kilka kubków wody z sokiem malinowym. Przepyszne!
Po kilkunastu minutach okazało się, że… mam trzecie (i ostatnie ;-D) miejsce w kategorii służby mundurowe, dystans GIGA. No i… Pierwszy raz stałem na pudle. Miłe uczucie. :-)


Kategoria maraton


  • DST 110.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 21.78km/h
  • VMAX 75.20km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 156 ( 86%)
  • HRavg 133 ( 73%)
  • Kalorie 4095kcal
  • Podjazdy 1813m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

XIII Klasyk Kłodzki

Sobota, 23 lipca 2016 · dodano: 26.07.2016 | Komentarze 0

Jest Klasyk w Kotlinie Kłodzkiej jest… zabawa. :-/
Najpierw atrakcja w pracy. Skończyłem o 20:00, do Zieleńca przyjechaliśmy ok. 23:00 - czyli znów trzeba było szybko spać.
Rano dobre śniadanie, odbiór pakietów startowych i na rower. Na samym początku okazało się, że odpadły dwie śruby mocujące blok  w bucie. Jakoś szybko to dokręciłem i na start. Ledwo zdążyłem. Start i od razu mocna jazda w dół: 12 km zjazdu do Mostowic. Na pierwszym podjeździe choroba zweryfikowała moje zapędy. Ledwo mogłem oddychać. Już wiedziałem, że nie będzie giga bo po prostu mogę nie dać rady. Płuca nie dawały rady. Przejechałem spokojnie pętlę czeską, potem do Niemojowa i dziurawiec do Różanki. Na punkcie kontrolnym przepyszne arbuzy no i dowiedziałem się, że na trzecim okrążeniu jest zimne piwo a na drugim ciepła wódka. ;-) Hihihi. Nie skusiłem się jednak. ;-)
Najbardziej jednak utkwiły mi w pamięci zjazdy. 




Kategoria maraton


  • DST 272.00km
  • Czas 10:06
  • VAVG 26.93km/h
  • VMAX 57.60km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 150 ( 82%)
  • HRavg 127 ( 70%)
  • Kalorie 8652kcal
  • Podjazdy 1588m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

III powiaty

Sobota, 2 lipca 2016 · dodano: 06.07.2016 | Komentarze 0

Z Kołobrzegu przenieśliśmy się do Świdwina aby wystartować w kolejnym maratonie z serii supermaratony.org.
Trochę lepsze przygotowanie, dzień wcześniej suty obiad i kolacja. W kieszonkach batony, żele, pompka, dętka, łyżka i multitool.
Start o 6:03, więc musiałem wstać ok. 4:00. Nie było łatwo. ;-) Pociągiem do Łobza, krótka rozgrzewka i start. Rześko: 13°C, Słońce.
Na starcie problem z wpięciem buta i odjechała mi grupa. No nic jadę sam, ale szybko dojechałem do kolegi i jedziemy razem. Dogoniliśmy dziewczynę z pierwszej grupy, ale nie pojechała z nami. W pewnym momencie zonk - jak jechać? Zatrzymaliśmy się bo z daleka widzieliśmy jak część pojechała prosto a część w lewo. Krótka narada i strzałka znaleziona - PROSTO. ;-) Minęła chwila i dogoniła i wyprzedziła nas ekipa z 6:06. Po kilku minutach dogoniło nas TGV: dwójka, która skręciła i jedziemy razem w czterech. Dogoniliśmy tych z 6:06 i już z nimi zostaliśmy. Do końca. Dogoniliśmy pozostałe dziewczyny z 6:00, ale z nami została tylko Aga. Przed końcem pierwszego okrążenia miałem chwile zwątpienia: jechać drugie, czy dać sobie spokój? Wygrała opcja pierwsza. 
Po drodze regularnie picie i batonik. Na drugim okrążeniu zaczęły się zbierać ciemne chmury i zaczęło mocno wiać. Przed Połczynem odcięło mi prąd. Ściana. Jadę sam, nie dam rady jechać w grupie, ale grupa wiedziała lepiej. Zwolnili, dali mi odpocząć, wziąłem żela z BCAA i kofeiną i po ok. 20 minutach kryzys minął, ale zaczęła się burza, ulewa, wmordęwind. Temperatura spadła o kilkanaście stopni. Ostatnie 50 km to jazda w deszczu. Średnio przyjemnie, ale im bliżej tym lepszy humor. :-) 
I udało się. Najdłuższy dystans w życiu. :-)














Kategoria maraton


  • DST 85.00km
  • Czas 03:22
  • VAVG 25.25km/h
  • VMAX 46.10km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • HRmax 158 ( 87%)
  • HRavg 139 ( 76%)
  • Kalorie 2884kcal
  • Podjazdy 343m
  • Sprzęt Egberts Boreas
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puchar Bałtyku

Sobota, 25 czerwca 2016 · dodano: 06.07.2016 | Komentarze 0

Wyścig w Kołobrzegu to doskonały pomysł aby urlop zacząć w czerwcu i zostać nad morzem nieco dłużej i zaliczyć jeszcze jeden wyścig na Pomorzu Zachodnim, ale od początku.
Po zakończeniu roku szkolnego szybkie pakowanie, w samochód i… koszmar jazdy drogą S3. Dojazd do Kołobrzegu zajął nam ponad 8h. Trzeba było szybko spać bo rano start.
Nic nie zapowiadało katastrofy. ;-) Na starcie miła rozmowa z Igorem a tuż po starcie ostry ból żołądka. Nie poddałem się. Pomógł banan i izotonik, ale wszyscy uciekli a ja wlokłem się gdzieś na tyłach myśląc tylko o mecie. Coraz wyższa temperatura też nie pomagała. Po drodze spotkałem Igora, który miał awarię - szkoda.

I dojechałem. Najgorsze jednak było przede mną. Meta była oddalona od startu o dobre 6 km. Trzeba było jeszcze dokręcić i próbować nie zgubić się w Kołobrzegu. I jakoś się udało.





Kategoria wyścig