Info

avatar Autorem wypocin po wyścigach jest Marcin™ z Wrocławia. Mam przejechane 6120.13 kilometrów w tym 6.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Szosówką jeżdżę od 26 lutego 2014 roku. Tutaj są wpisy dotyczące wyłącznie wyścigów, w których brałem udział. Treningi i inne takie na Strava/Endomondo.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Activities for czach

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy czach.bikestats.pl
  • DST 200.00km
  • Czas 09:38
  • VAVG 20.76km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 150 ( 82%)
  • HRavg 122 ( 67%)
  • Kalorie 3840kcal
  • Podjazdy 862m
  • Sprzęt Orbea
  • Aktywność Jazda na rowerze

I Średzki brevet "O złotego florena"

Sobota, 27 maja 2023 · dodano: 12.02.2024 | Komentarze 0

I Średzki brevet „O złotego florena”.

Kategoria brevet


  • DST 126.41km
  • Czas 05:20
  • VAVG 23.70km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 141 ( 77%)
  • HRavg 122 ( 67%)
  • Kalorie 3589kcal
  • Podjazdy 783m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Silesia 2022 - edycja zdalna - 125 km

Wtorek, 3 maja 2022 · dodano: 11.05.2022 | Komentarze 0

[under construction]

Kategoria TdS_r


  • DST 250.00km
  • Czas 10:39
  • VAVG 23.47km/h
  • VMAX 38.50km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 6789kcal
  • Podjazdy 859m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Silesia Covid-19 Edition 250

Sobota, 26 czerwca 2021 · dodano: 31.12.2021 | Komentarze 0

[under construction]



  • DST 125.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 23.08km/h
  • VMAX 35.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 3759kcal
  • Podjazdy 373m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Silesia Covid-19 Edition 125

Sobota, 15 maja 2021 · dodano: 31.12.2021 | Komentarze 0

[under construction]
Tour de Vratislavia



  • DST 250.60km
  • Czas 10:25
  • VAVG 24.06km/h
  • VMAX 41.80km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 145 ( 80%)
  • HRavg 123 ( 67%)
  • Kalorie 5705kcal
  • Podjazdy 1020m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Silesia Covid-19 Edition

Czwartek, 11 czerwca 2020 · dodano: 12.06.2020 | Komentarze 2

Specjalna edycja Tour de Silesia ze szczególnych powodów. Z każdego pakietu startowego 10 zł zostanie przekazane dla Oskara Mocz z Godowa, u którego zdiagnozowana została ostra białaczka limfoblastyczna. https://fundacjaiskierka.pl/podopieczni/oskar-mocz-z-godowa/

Styczeń, luty a także część marca spowodowały, że kolarsko czułem się świetnie. Długie jazdy na MTB i delikatne poprawki na szosie sprawiały, że forma rosła i rósł głód wyścigów, wyzwań. A w marcu wszystko szlag trafił. Kwiecień to głównie kręcenie na Zwifcie i Rouvy, ale to nie to samo (może kiedyś się zmuszę do opisania wirtualnych wyścigów).
Na szczęście w maju udało się trochę pokręcić i gdy tylko pojawił się pomysł na Tour de Silesia Covid-19 Edition nie namyślałem się długo i od razu się zapisałem.
Przygotowania były głównie na komputerze, to znaczy wyznaczenie sobie trasy 250 km, tak aby się nie zajechać. I muszę od razu przyznać, że myśląc podobnie jak inż. Mamoń z Rejsu, wybrałem trasy, którymi już wcześniej jechałem.
Data też ustalona wcześniej - czwartek 11 czerwca. 
No i ruszyłem. Pogoda nie zachęcała, prognozy także, ale skoro powiedziało się A (czyt. "start") to trzeba było też powiedzieć na końcu "B" (czytaj. "ukończyłem").
Z rana chmury, mgła, ale ciepło.


Po ok. 35 km (gmina Mietków) zaczęło padać. Albo raczej wjechałem w obszar „padającej mgły”. 


Na szczęście z każdym kilometrem pogoda poprawiała się.
Odcinek od Środy Śląskiej do Zaboru Wielkiego lepiej pominąć, bo droga fatalna. 
Następnie świetny odcinek będący częścią Aglomeracyjnej Obwodnicy Wrocławia (chyba tak się to nazywa), czyli obwodnica Brzegu Dolnego z ciągiem pieszo-rowerowym.
(zdjęcie sprzed tygodnia, bo jakoś nie przyszło mi do głowy zrobić zdjęcie na trasie)


Pierwszy dłuższy przystanek na 102. km w Wołowie. Hot dog na Orlenie+oshee magnez i uzupełnienie izotoników.
Następnie DW340 i zjazd na Strupinę.
W Godzięcinie  Wieża Obserwacyjna-przeciwpożarowa (po lewej stronie widać ;-))


Trochę lasów.


Na trasie nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć bruków. Oto Prusice:


A za Prusicami zza chmur, najpierw nieśmiało, zaczęło wychodzić Słońce.


Okolice Prusic, Trzebnicy, Milicza, Żmigrodu to Dolnośląska Kraina Rowerowa


Po przejechaniu 150 km (okolice miejscowości Jaminik) kolejny postój - tym razem dla rozprostowania nóg, poluzowania dla prawej stopy i kolan. Batonik i w dalszą drogę.
W takich mniej więcej okolicznościach przyrody:

Kolejny fragment brukowanej drogi czekał na mnie w Sułowie. ;-) 


Kolejny postój w Wierzchowicach na stacji Mova - znów hot dog, cola, Oshee magnez i uzupełnienie izotoników.


Pomiędzy Czeszowem a Zawonią był kryzys. Kryzys postaci - jadę prostą, lekko dziurawą drogą a cały czas lekko pod górę. W Zawoni krótki postój, aby stopa odpoczęła i… ostatnie 35 kilometrów. Już z uśmiechem na twarzy, bo wiedziałem, że się uda. 


Pierwsza tak długa trasa od dwóch lat. Jest w_porzo. :-)






Kilka danych z Garmin Connect:



Kategoria ultramaraton


  • DST 106.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 24.00km/h
  • VMAX 36.70km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 153 ( 84%)
  • HRavg 139 ( 76%)
  • Kalorie 2419kcal
  • Podjazdy 316m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kącka wytrzymałościówka

Sobota, 11 maja 2019 · dodano: 22.12.2019 | Komentarze 0

Po trzech tygodniach od pierwszej jazdy po wypadku wziąłem udział w Kąckiej Wytrzymałościówce.
Pogoda niezbyt sprzyjająca, ale nie zawsze świeci Słońce. Start o godz. 14:00. Szybka pętla wokół Kątów Wrocławskich i musiałem wstąpić do pracy ogarnąć to i owo. A później druga pętla i… do pracy. Setka peknęła i to najważniejsze.




Złamanie

Niedziela, 6 stycznia 2019 · dodano: 06.01.2019 | Komentarze 0

Sezon 2019 zaczął się dla mnie świetnie. Udało mi się (tak, sam przywiozłeś[1]) doprowadzić do stanu użyteczności moje MTB.
Zacząłem jeździć w Lasku Osobowickim. Jesień 2018 była naprawdę śliczna i ciepła. Zrobiłem mnóstwo zdjęć, kamerka uchwyciła niezapomniane chwile.

Zaplanowałem sobie nawet urlop na końcówkę listopada-początek grudnia aby poszaleć na MTB i…
Pierwszy dzień urlopu. Świetna pogoda, super warunki i kask MET, który uratował mi życie.


7.8 g.
Wstrząśnienie mózgu, popękane żebra, złamany obojczyk, 
Co nas nie zabije,..
Żona obiecała mi nowy kask. Jest tańszy niż urna.



  • DST 260.47km
  • Czas 10:38
  • VAVG 24.50km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 159 ( 87%)
  • HRavg 126 ( 69%)
  • Kalorie 4260kcal
  • Podjazdy 791m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedany start Piękny Zachód 1000

Piątek, 8 czerwca 2018 · dodano: 10.06.2018 | Komentarze 2

Miało być pięknie i cudowanie a wyszło nie dość dobrze.
Przejechać 1000 km non-stop (no prawie non-stop) to nie w kij dmuchał. Jest sporo dymania. 
Do Niesulic przyjechałem w czwartek, rozbiłem namiot i zacząłem się na poważnie stresować.
A stres był ogromny. Wizja trzech dni jazdy przerażała (i nadal przeraża).

Rower obładowany jak wielbłąd - torba na kierownicy (kurtka przeciwdeszczowa, rękawki, nogawki, żele, batoniki, kabelki do ładowania), torba na ramie (batoniki, powerbanki, żele, galaretki), torba pod ramą (2xdętka, pompka, zapasowa latarka), torba podsiodłowa (dętka, multitool, żel, taśma izolacyjna). Na kierownicy dwie lampki, licznik, kamera.

Tak obładowany stanąłem w piątek rano na starcie ultramaratonu Piękny Zachód 1000. Ruszyłem z Edkiem i Rafałem.

W miarę spokojna jazda do Świebodzina, potem trochę szarpania do Międzyrzecza - tutaj dołączyliśmy do osób, które zabłądziły. Na skrzyżowaniu drogi 137 i 92 w okolicy Trzciela nie zdążyłem skręcić razem z grupą i musiałem gonić a gdy dogoniłem grupę to mnie odcięło. Prędkość gwałtownie spadła i ciężko mi było jechać. Temperatura też robiła swoje. Batonik, magnez, potas i dużo picia. Musiałem się zatrzymać i barze kupiłem litr pepsi. Szybko wypiłem i ruszyliśmy dalej. Do pierwszego punktu kontrolnego w Pniewach dojechaliśmy po niecałych czterech godzinach. Kanapka, cola, kawa i w drogę. Znów trochę szarpanej jazdy, problem ze stopą (znów!) i na ok. 140 km wiedziałem już, że nie dam rady. Powiedziałem chłopakom, że nie ma sensu, abym ich spowalniał, że będę rezygnować i jadę ile dam radę. Dojechałem do Grodziska Wielkopolskiego (punkt kontrolny, drożdżówka, izotonik, telefony z pracy ;-))

Po dziesięciu godzinach od startu (i ok. 8.5 jazdy) miałem przejechane zaledwie 208 kilometrów. Klęska. ;-)
Zdecydowałem, że dojadę po PK w Gostyniu, oddam GPS, poinformuję, że rezygnuję i do domu.
Z Gostynia pojechałem do Leszna i stamtąd pociągiem do domu.

Nie był to start udany, ale bogaty w doświadczenia. Problem ze stopą może wynikać ze źle ustawionego bloku i skarpetek. ;-)
Za dużo stylówy, za mało rozumku - ucisk na łydkę i skończyłem po przejechaniu 1/4 zaplanowanego dystansu.

(…) każda klęska jest nawozem sukcesu. - Poranek Kojota
temperatura max: 38 °C
wypiłem ok. 6 litrów izotoników, 2 litry coli, 1 litr wody i jedną kawę.

Kategoria ultramaraton


  • DST 129.00km
  • Czas 07:08
  • VAVG 18.08km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 154 ( 85%)
  • HRavg 126 ( 69%)
  • Kalorie 3478kcal
  • Podjazdy 2296m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

IX Klasyk Radkowski

Sobota, 26 maja 2018 · dodano: 27.05.2018 | Komentarze 1

W tym roku sezon startowy znów zacząłem w Radkowie.
Już w środę przyjechałem do Radkowa i zaliczyłem dwie lużne jazdy i jeden spacer trasą maratonu.
W piątek już nie mogłem patrzeć na makaron, więc jadłem z zamkniętymi oczami. ;-) 
W sobotę rano wstałem ok. 6:00 i znów makaron, izotonik, banan. W kieszeń banany, żele (dzięki Gosiu!), batoniki i na start.
Każdy kto startował w Radkowie (albo zna rejony) wie, że nie jest to łatwy maraton. Oj, zdecydowanie nie. Ale! Ponieważ nie mam ambicji bicia rekordów tradycyjnie nastawiłem się na przejażdżkę. Tym bardziej, że pogoda piękna i okoliczności przyrody także.
Z Radkowa do krzyżówki przed Wambierzycami równe tempo, ponad 30 km/h. Spokojny przejazd przez Wambierzyce i powoli do góry. I wszystko było w porządku do podjazdu na Batorów. Po kilkuset metrach mnie odcięło. Lekko zakręciło mi się w głowie i… to był koniec wyścigu a zaczęła się walka o przetrwanie. ;-) 
Od czwartku podjazd musiał się wydłużyć! ;-) Jakieś zaburzenia czasu i przestrzeni chyba. 
No nic, kręcę dalej. 
Koniec podjazdu to… ostrzeżenie.
Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate. (Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją.). Przepraszam, to Boska Komedia Dantego.

W Radkowie jest podobnie, ale brzmi inaczej: "Uwaga! DZIURY!". W przyszłym roku, proporcjonalnie do wielkości dziur, zwiększę czcionkę w słowie dziury.

Na zjeździe spróbowałem żelu i jakoś poczułem się lepiej. Nawet nieźle mi się podjeżdżało pod Złotno, Kulin, ale to był jedyny przebłysk mocy tego dnia. Za Złotnem (za skrzyżowaniem) na poboczu zauważyłem, że ktoś ma problem. Pomóc? Masz pompkę? Zawróciłem i pożyczyłem pompkę i pojechałem dalej krzycząc aby zostawił na punkcie kontrolnym (albo w biurze).

Na którejś z licznych i zaskakujących swą formą i powabem dziur musiałem szarpnąć, czy coś, bo tak jakby coś chrupnęło w stopie (coś jak odgłos chrupania batonika, ale nie paszczowo, tylko w nodze).
Dojechałem do punktu kontrolnego i bufetu. Chwila odpoczynku i zastanawianie się, czy nie zjechać po pierwszej pętli, bo na podjazdach noga po prostu bolała.
Odcinek Drogi Stu Zakrętów kojarzył mi się w tym roku z wiązanką słupów telegraficznych (kto czytał Grzesiuka, ten wie o co chodzi).
Na zjeździe noga przestała boleć i stwierdziłem, że jadę drugą pętlę - najwyżej wrócę. Już w Radkowie, jakaś kierownica próbowała mnie przestraszyć wyprzedzając na czołówkę, więc ostre hamowanie i wiązanka
Podjazd pod Batorów i następne to już mała walka. ;-) Albo noga, albo ja. ;-) Wygrałem. Jechałem dalej. W bufecie uzupełniono mi bidon, banan, bułka i w drogę. Ponieważ na liczniku były okolice 6. godziny jazdy stwierdziłem, że kończę na drugim okrążeniu. 
Do Karłowa znów zaciskanie zębów i powolne i mozolne wtaczanie się. Ok. 2 kilometry przed szczytem stwierdziłem, że czy jadę wolno, czy zacznę mocniej cisnąć w pedały to i tak będzie boleć, ale krócej. No i pojechałem trochę szybciej a potem to już zamknąć oczy ;-) i jazda w dół. Na mecie nie było wywiadów, ani autografów ani wizyt w zakładach pracy. Był medal. Jak zwykle śliczny.



Szybko pojechałem do miejsca czasowego pobytu wykąpać się, nasmarować nogę, usiąść z książką na tarasie i odpocząć.
A po godzinie znów na start/metę oglądnąć dekorację (trochę się spóźniłem) i odebrać pompkę.
Spytałem się w biurze, czy ktoś nie przekazał pompki rowerowej. Czarnej, małej. Tak - oddał. Ogłosiliśmy to w trakcie dekoracji i ktoś odebrał. Aha.

Nowy właścicielu mojej fajnej pompki. Życzę Ci dużo szczęścia i radości przy jej jak najczęstszym używaniu na trasach. 





A na deser dwa zdjęcia, których autorem jest Tomasz Powolny. Świetne!


Kategoria maraton


  • DST 58.00km
  • Czas 03:09
  • VAVG 18.41km/h
  • VMAX 62.60km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 1448kcal
  • Podjazdy 1212m
  • Sprzęt Road Owl 5665
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Pologne Amatorów; Mistrzostwa Polski Policji

Piątek, 4 sierpnia 2017 · dodano: 07.08.2017 | Komentarze 0

Wyścig, którego nie powinienem jechać. Zmęczenie po TdPM700 nadal ogromne, ale córa i tak jechała mini TdP, firmowe mistrzostwa no i Tatry.
Do Gliczarowa przyjechaliśmy we wtorek, czyli dzień po powrocie znad morza. Wyjątkowo świetna trasa i po ok. 4.5h byliśmy na miejscu. Eeeech, jakie widoki!
Środa, to krótka przejażdżka (w założeniu po płaskim). Ha. Po płaskim. Później termy i wycieczka na Słowację.
Czwartek to start młodej - ukończyła.

Piątek, rano, przed 9:00 pojechałem z Gliczarowa Górnego do Bukowiny Tatrzańskiej - w ramach rozgrzewki. Na miejscu spory tłum i gorąca atmosfera. Dosłownie, bo przez chwilę na Garminie widziałem 41 °C!
Start zaplanowano o 09:40, ale to dotyczyło pierwszej grupy startowej - VIP. Ja wystartowałem po 10:00 - stanie na otwartej przestrzeni było męczące.
Sam start - z pompą i wystrzałem - i od razu z grubej rury. Podjazd z 935 m n.p.m do okrągłych 1024 m n.p.m. Później zjazd, krótki podjazd i bardzo długi zjazd, po którym była pierwsza ścianka - Rzepiska Ścianka. No i tutaj życie (znaczy tłok na drodze) zweryfikował moje jakiekolwiek zapędy o w miarę dobry wynik. Brak możliwości przejazdu, zablokowanie i musiałem zejść z roweru i z buta. Niestety. Chociaż patrząc z perspektywy czasu to pewnie i tak bym się poddał. Zmęczenie zrobiło swoje. Nogi betonowe, zdrętwiała lewa ręka i prawa noga od TdPM700.

Kolejny zjazd do Łapsze Wyżne i przyjemny podjazd. Następne kilometry do góra/dół - nic szczególnego. I tak przez Szaflary aż do Gliczarowa.


Tutaj kolejna ścianka i kolejny odcinek z buta. Końcówkę dało się już jechać, więc z czyjąś pomocą wpiąłem się w bePro Favero i znów zacząłem generować potężne waty! ;-) Przed końcem Czort odebrała puste bidony a Ajzul podał bidony z zimną wodą i Kofolą. Mniam!
Znów szybki zjazd, podjazd na Wierch Rusiński, kolejny szybki zjazd i 4 km do Bukowiny. Do ronda i do mety.
Czas poniżej moich oczekiwań, ale dojechałem.
A na zakończenie śliczna fota ustrzelona przez mistrza fotografii sportowej - Tomasz Jendrzejczyk /@TomJenFotografia/